
Piaseczno lipiec 2020
FERALNY DZIEŃ ?
Kiedy Janek czytał
powieść Reymonta „Chłopi” – najbardziej zainteresował go los parobka – Kuby.
Nie bez przyczyny. Kiedy był małym chłopcem, często Ojciec groził mu, że jak
nie będzie się uczył to zostanie pastuchem u Piórka. Kiedy nieco podrósł,
Ojciec wróżył mu karierę parobka u tego bogatego gospodarza. Janek całymi
dniami rozpamiętywał los Kuby, jego spanie w stajni i samotną okrutną
śmierć. Postanawiał, że będzie się
pilnie uczył aby nie zostać parobkiem.
Z to nauką u Janka była zagadkowa
sprawa. W wieku 7 lat znał doskonale tabliczkę mnożenia. Uwielbiał rachunki. Z
literami miał kłopoty, a jeszcze większe z czytaniem. Kiedy poszedł do szkoły,
w marcu 1945 roku, okazało się, że jest gorszy od innych z języka polskiego i
często łapał dwóje. Buntował się przeciw literom –„i”, i „y”, „e” i „ę”, „u” i
„ó”, nie mówiąc już o takich jak „h” i „ch” lub „ż” i „rz”. Nigdy nie wiedział
jaką gdzie napisać. Inne dzieci twierdziły, że słyszą litery, on niczego nie
słyszał.
Kiedy skończył siódmą klasę miał na
świadectwie piątkę jedynie z matematyki. Do szkoły w mieście Ojciec nie miał go
za co posłać. Po rozmowie z kierownikiem szkoły postanowił, że Janek jeszcze
raz będzie chodził do 7-mej klasy. Jako drugoroczny fascynował się chemią, a
zwłaszcza fizyką. Często myślał jak to będzie w tym Ogólniaku, czy da radę
nauce?
Pewnego dnia do Ojca przyszedł sąsiad Kociela.
W tym czasie, siedząc na małym stołku,
przy taborecie, Janek przepisywał pracowicie, po 10 razy, każde słowo w którym
popełnił błąd na ostatnim dyktandzie. Nie przeszkadzało mu to nadsłuchiwać co
mówią starsi. W pewnym momencie Ojciec zapytał co tam słychać u Heńka? Heniek
był synem Kocieli, dwa lata starszy od Janka i chodził w mieście do szkoły zawodowej.
Kociela zakasłał, a potem powiedział – „Mądre to, śkolone to, a tuman, że aż
strach.”
Janek długo myślał nad tym – jak to może
być, że ktoś jest jednocześnie mądrym i tumanem. Nie znał nikogo kto mógłby mu
to wytłumaczyć.
Naukę w liceum rozpoczął pod warunkiem,
że będzie otrzymywał stypendium za które opłaci internat. Nie będzie
stypendium, wraca na wieś i zostaje parobkiem u Piórka. Jedna dwója na okres i
odbierano pieniądze. Dobrze o tym wiedział i dla tego maksymalnie przykładał się
do nauki. Oprócz polskiego i rosyjskiego doszła jeszcze łacina. Nauka języków
pochłaniała większość jego czasu. Z matematyki i fizyki był orłem, lubił też
historię i geografię. Chodził chętnie na halę sportową. I tak dobrnął do
następnej klasy bez dwói.
Lubił żarty i psoty. Starał się
zaimponować przed kolegami. Cieszyło go gdy udało mu się wprowadzić w
zakłopotanie któregoś z nauczycieli przez zadawanie nietypowych pytań. Szybko
był znany nie tylko w internacie.
Łaciny uczył stary, niedowidzący i
niedosłyszący, profesor. Oceny okresowe wystawiał na podstawie wyników z
klasówek, a te Janek miał dobre bo zawsze ściągał.
Przepiękna kobieta i bardzo miła, w której
kochała się większość chłopców w szkole, mężatka i matka dwojga małych dzieci,
repatriantka z ZSRR, Hania Leszczyńska, uczyła języka rosyjskiego. Jankowi
wydawało się, że go faworyzuje bo na okres zawsze stawiała mu trójkę. Pewnego
dnia podeszła do niego i wręczając klasówkę z oceną niedostateczną, z miłym
uśmiechem powiedziała: „- Nie martw się Jasiu, jeszcze będziesz tłumaczem.”
Janek czerwony jak burak nie wiedział co ze sobą zrobić.
Języka polskiego uczyła, stara panna,
Zofia Ziętarowa. Nigdy nie uśmiechała się, była zawsze kategoryczna. Janek
pilnie czytał nakazane lektury i nieźle opowiadał, bywało, że za te opowieści
dostawał nawet czwórkę. Z ortografią miał ciągle kłopoty.
Wiele lat później, kiedy przygotowywał
rozprawę doktorską, doczytał się, że jego trudności z nauką języków były
spowodowane wrodzoną dysleksją i dysgrafią.
W czasach jego młodości nikt o tym nie słyszał, a lekarstwem na tę przypadłość,
zarówno w domu jak i w szkole, był „kij i marchewka”. Janek miał do czynienia
najczęściej z pierwszym lekiem. Normo było przecież bicie dzieci linijką po
dłoniach przez nauczycieli.
W pewien poniedziałek wpadła na lekcję
Ziętarowa i zaczęła opowiadać od progu o spotkaniu z poczytnym pisarzem.
Stwierdziła, że ktoś z obecnych zapytał go w czym upatruje swój sukces
pisarski? On odpowiedział, że stara się aby w każdym jego opowiadaniu czy
powieści były cztery następujące wątki: religijny, wyższe sfery, erotyka i
jakaś zagadka. Następnie wydała polecenie: - do soboty macie czas, każdy
napisze opowiadanie w którym mają być te cztery wątki. Dyktuję, zapiszcie:
1. Wątek
religijny;
2. Wątek
wyższe sfery;
3. Wątek
erotyczny;
4. Zagatka.
Janek w tym czasie fascynował się
znajomością podstaw algebry i trygonometrii. Czuł się szczęśliwy bo wiedział
jak można obliczyć np.: odległość do
Księżyca, czy rozwiązać zadanie z trzema niewiadomymi. W piątek, przy kolacji w
internacie, dziewczynki zapytały go czy ma napisane opowiadanie z czteroma
wątkami? Nie miał. Korciło go żeby przy tej okazji zrobić jakiś figiel. Po
godzinie opowiadanie było gotowe.
W sobotę, na początku lekcji Ziętarowa
oświadczyła: do końca półrocza zostały jeszcze trzy lekcje, przeprowadzi je z
wami profesor Żakowski. Ja idę na urlop i dziś wystawię wam oceny za pierwsze
półrocze. Przedtem posłucham waszych opowiadań. Zaczyna Magda Kos.
Magda była czołową działaczką w szkolnym ZMP,
a jej rodzice brylowali w miejskich władzach PZPR. Jej opowiadanie było
chropowate i nieciekawe. Zaraz w klasie powstała wrzawa: -„ Nie ma wątku
religijnego! Nie ma nic o Bogu! Dwója! Dwója!” Ziętarowa, po chwili namysłu
powiedziała: masz trójkę. Z pewnością zdawała sobie sprawę, że gdyby postawiła
dwóję, jak domagała się tego klasa, to zostałaby posądzona o zwalczanie
ateizmu.
Janek w tym czasie przeżywał katusze. Co
za feralny dzień. Że też mu zachciało się kawałów. Teraz już nic nie wymyśli.
Jeśli Zientarowa wyrwie go do czytania to żegnaj szkoło. Wiedział, że ma w
dzienniku dwie dwóje i trzy trójki, więc średnia do rzeczy. Oby go nie wyrwała,
przecież wszyscy nie zdążą przeczytać swoich wypocin.
Druga czytała Hania Zalewska, prymuska.
Było to zgrabne opowiadanie o romansie w PGR-e. Wszystkim się podobało, Klasa
szumiała: bardzo dobrze, są cztery wątki, piątka, piątka. „ Zapracowałaś na
piątkę” stwierdziła Ziętarowa.
Kolejnym był Kuba Grabiec, bikiniarz,
syn rzeźnika, podobno najbogatszego człowieka w mieście. Z bezczelnym uśmiechem
stwierdził, że zapomniał o wypracowaniu. Nie przejął się dwóją na półrocze. Był
pewien, że go nie wywalą ze szkoły. Gdyby co to tatuś już by wiedział gdzie
posmarować.
Czytało jeszcze kilka osób. Janek był
przekonany, że do przerwy jest nie więcej jak 5 min i tym sposobem uniknie
katastrofy. I wtedy padło jego nazwisko. Wstał przeczytał jedno zdanie i
usiadł. Profesorka wlepiła w niego oczy. W klasie zapanowała kompletna cisza, a
potem gruchnął śmiech. Kilka osób klaskało. Wszyscy wrzeszczeli: brawo, brawo
są cztery wątki, są cztery wątki,
piątka, piątka, piątka.
Ziętarowa uderzyła pięścią w biurko i
wrzasnęła: „ Cisza!
Rzeczywiście zrobiło się cicho. Jeśli
wszyscy uważacie, że opowiadanie Jasia jest takie dobre, stwierdziła Ziętarowa,
to stawiam mu trójkę na półrocze, już on wie dlaczego tylko trójkę. A teraz.
Bohaterze dzisiejszego dnia, przeczytaj jeszcze raz swoje dzieło.
Janek już spokojny, wstał i zaczął mówić
z pamięci: „-Tytuł opowiadania – Hrabina-, treść opowiadania: „ - O Boże,
zawołała Hrabina, jestem w ciąży i nie wiem z kim?”