T O R T
Po wojnie, w latach sześćdziesiątych, do miast
i miasteczek napływali młodzi i wykształceni. Dostawali od państwa pracę i dach
nad głową. Byli tymi, którzy dotąd w życiu niczego dobrego nie doświadczyli to
też cieszyli się tapczanem kupionym na raty, czy kompletem talerzy. Wzajemnie
odnajdywali się i tworzyli grupy towarzyskie.
W pewnym mieście powiatowym, w województwie
Olsztyńskim powstała też taka grupa. W jej skład wchodziły małżeństwa:
- Stanisława i Stanisław Opolscy – ona
położna, on ginekolog, pracowali w miejscowym szpitalu.
- Katarzyna i Stefan
Barscy – ona ekonomistka, on adwokat znany z ciętego języka i złośliwości.
- Waleria i Maciej Cegły, on inżynier
mechanik, a ona ekonomistka. Maciek był znany z nadużywania alkoholu. Walerka szybko zasłynęła jako najbardziej
elegancko ubrana kobieta w mieście. Miała bowiem ciotkę w Ameryce która
przysyłała jej szałowe ciuchy, a ona wiedziała jak z nich zrobić użytek.
- Maria i Marek Lerscy – on inżynier rolnik,
a ona sadownik. Złośliwy Stefan opowiadał, że Marek najpierw zakochał się w
dwóch szklarniach, które miała w posagu Marysia, a dopiero później w niej bo
była niezbyt urodziwa. Marysię wszyscy lubili za jej dobroć, hojność i wieczny
uśmiech. Lerskich nazywano badylarzami.
Lata płynęły i nasza grupa dorabiała się.
Pod koniec lat sześćdziesiątych każde małżeństwo miało już samochód. Wtedy
mówiło się: - u ginekologa: ”Sto piczek i Moskwiczek”, u adwokata: „Jedna,
druga sprawka i Warszawka”, „ badylarz ma duży dochód i dobry samochód. W początku maja !971 roku Stasia i Staś
wyprawili dla przyjaciół huczne imieniny. W przeddzień Stasia szepnęła, w
wielkiej tajemnicy, Kasi, że będą pieczone gołąbki. Oczywiście jeszcze tego
samego dnia wszyscy o tym wiedzieli i nie mogli już doczekać się takiego
rarytasu bo nikt tego nigdy nie jadł.
Stół zastawiony na osiem osób uginał się od
jadła i napoi. Był rosół z makaronem, żurek z kiełbasą, schabowy z kapustą,
golonka i mnóstwo sałatek. Oczywiście stały butelki z wyborową, dwa „Napoleony”
z Peweksu przyniesione przez gości i bułgarski „Ciociosan”.
Cały pokój tonął w kwiatach, które
przynieśli goście, a najwięcej Lerscy. Złośliwy Stefan powiedział: „Szkoda, że
nie ma tu krowy bo by najadła się.”
Atmosfera była wspaniała, sypały się
dowcipy, alkohol płynął obficie. Po kilku godzinach Stasia przyniosła z kuchni
ogromny tort. Podeszła do Maćka i powiedziała: „Postaw to na stole.” Maciek
wstał, wziął paterę do prawej ręki podniósł do góry i powiedział: „Patrzcie
jakie cudo.” Potem zachwiał się, lewą ręko starał się złapać równowagę, prawa
przechyliła się. Tort zsunął się z patery na kant stołu. ze stołu na kolana i
brzuch jego żony okryte piękną suknią, a z kolan na podłogę.
Stasia kucnęła i przyglądała się kawałom
toru na podłodze. Spokojnie powiedziała: „ Nic się nie stało.” Wtedy Maciek
powtórzył bełkotliwym głosem: „Nic się
nie stało”. Walerka nie wytrzymała i ryknęła: „Nic się nie stało moczymordo, a
moja suknia”???
Piaseczno
kwiecień 2024 rok