
Andrzejek, jedynak, był wysoki, przystojny, bogaty, pięknie tańczył i opanował, do perfekcji, mówienie każdej kobiecie tego co chciała usłyszeć. Nic więc dziwnego, że dziewczyny lgnęły do niego jak muchy do miodu. Gdy studiował na Politechnice Warszawskiej, a studiował 7 lat bo nie miał wiele czasu na naukę, przepuścił przez swoją garsonierę niezliczoną ilość panien i mężatek. Jego łupem padały głównie studentki medycyny. Do swoich kumpli mawiał, że miłość istnieje tylko dla głupców. On się nigdy nie zakocha.
Prawdziwą satysfakcję sprawiało mu uwodzenie mężatek. Nie musiał się wówczas przejmować ciążą. A gdy taki mąż rogacz płacił za skrobankę, a tak bywało, Andrzejek był w "siódmym niebie".
Wszystko ma swój koniec, więc musiał wrócić, teraz już inżynier Andrzej, do rodzinnej Warki i zająć się pracą w rodzinnej firmie produkującej zespoły samochodowe. Matka nalegała by nareszcie się ustatkował, bo chcę niańczyć wnuki. On się wykręcał rożnymi wymyślonymi trudnościami i jak mawiał "polował na zwierzynę".
Tak minęło kilka lat aż trafił na Magdalenę, prawdziwą damę. Miała niewielką firmę i dostarczała im podzespoły elektryczne. Od pierwszego wejrzenia "wpadła mu w oko". Postanowił, że musi ją mieć. Wypróbował na Niej wszystkie swoje sztuczki i nie posunął się ani o centymetr. Był wściekły na Nią, nie mógł przestać o Niej myśleć. Przyszło mu do głowy, że chyba się zakochał. Ocenił to jako swoją katastrofę.
Wiedział, że była rozwódką i że wszędzie jeździ ze swoim księgowym, starym kawalerem, wyjątkowo antypatycznym typem. Podejrzewał, że może być Jej kochankiem. Rozważał wszystkie możliwości. Nie było wyjścia. Oświadczył się.
Oświadczyny zostały przyjęte. Magdalenka złagodniała. Okazało się, że może być bardzo przyjemna. Wesele było huczne. Andrzejek szczęśliwy. Mama Andrzeja nie posiadała się z radości, gdy okazało się, po czterech miesiącach po ślubie, że Madzia jest w ciąży. Gdy lekarze orzekli, że to będzie syn - Andrzej promieniował.
Minęły trzy lata. Temperatura uczuć, jak to zwykle bywa, opadła. Pracowali. dorabiali się coraz bardziej i bardziej. Andrzejek zauważył, że Magdalena co raz częściej wyjeżdża służbowo ze swoim antypatycznym księgowym. Zaczęły go nachodzić niepokojące myśli: - Czyżbym ja był rogaczem? Ja rogacz? Ja rogacz? To niemożliwe. A jednak...