SUPER
NOS
Może ten dzisiejszy dzień
będzie dla mnie przełomowy – pomyślał Marcin, gdy położył się spać. Skończył
dziś 30 lat, zaskoczyła go cudownie Sabinka i na koniec ubawiła go Róża.
Często myślał, że ma całe życie
„pod górę”. Urodził się w powiatowym mieście w biednej rodzinie. Ojciec
pracował na kolei, był alkoholikiem i najczęściej przepijał to co zarobił.
Matka była sprzątaczką w szkole i zarabiała
grosze. Miał dwie młodsze siostry. W domu była ustawiczna bieda. Nieraz
widział, że Matka nie ma co do garnka włożyć. Skończył technikum budowlane i
chętnie by poszedł na studia, ale czuł, że musi pomóc Matce, którą bardzo
kochał.
Już na drugi dzień, po otrzymaniu
świadectwa poszedł do pracy z postanowieniem, że 2/3 pensji będzie oddawał
Matce, żeby coś mogła kupić dla siebie i dziewczynek.
Na początku lipca spotkał kolegę
Sławka. Ten usilnie namawiał go żeby przyszedł w sobotę do Zalewskich na
Klonowej bo tam organizują prywatkę. Poszedł. W wielkiej willi bogatych
Zalewskich zastał trzech kolegów i cztery dziewczyny. Była dyskoteka, żarcie i
wino. Około dwunastej parki poznikały w pokojach. On został z Rozalią. Kazała
nazywać się Różą. Usiedli na kanapie. Ładna nie była, ale biust miała
wspaniały. Nie broniła się, wręcz odwrotnie, była aktywna. Została jego
pierwszą kobietą. Nie wyszło mu to dobrze. Nawet nie był pewien czy była
dziewicą czy nie.
Od tego czasu spotykali się
codziennie. Robiła to co chciał, nawet chodziła z nim na ryby bo te łowił od
dziecka. Wtedy go zaskoczyła – miała nadzwyczajny węch. Potrafiła z zamkniętymi
oczyma odgadnąć z odległości jednego metra jaki rodzaj ryby wisi na haczyku.
Opowiadała jak pachną drzewa, kwiaty i trawa w różnych porach roku. Chodzili też
na grzyby. Ona zbierała znacznie więcej od niego. Nie wiedział czy więcej widzi
czy więcej wyczuwa.
Kochali się po kilka razy dziennie –
w trawie, w mchu i na stojąco pod drzewem. Wtedy był pewien, że kocha Róże nad
życie. Ona była jedynaczką, mieszkała z Matką, która pracowała w hucie szkła na
trzy zmiany. Było to dla nich wygodne.
Pod koniec listopada nastąpiła
katastrofa. Róża zakomunikowała swojemu kochasiowi, że jest w ciąży i chce żeby
wzięli jak najszybciej ślub. O aborcji
nie chciała słuchać
Marcin jakby się obudził. Był
wściekły na siebie. Przecież mógł to przewidzieć. Zrozpaczony poszedł do
Matki po radę. Powiedziała mu: szkoda mi
cię synku, jesteś taki młody, ale naważyłeś piwa więc musisz je wypić.
Wesele było bardzo skromne.
Zamieszkali u Róży razem z jej matką. Matka traktowała Marcina „ z góry”.
Uważała, że jej córunia zasłużyła na kogoś lepszego. Róża też zmieniła się nie
do poznania, już nie była posłuszną owieczką, ale hardą wilczycą. Porzuciła
pracę urzędniczki gdzie była zatrudniona przed ślubem. Na okrągło rozczulała
się nad swoją ciążą. W domu nic nie robiła, czekała aż Matka przyjdzie i
posprząta. Próbowała Marcina rozliczać z każdej złotówki i z każdej minuty.
Zanim urodziło się dziecko Marcin miał już dość tak żony jak i teściowej. Muszę
mieć własne mieszkanie – kołatało mu w głowie.
Po pracy w firmie brał różne fuchy:
był hydraulikiem, malarzem, murarzem i wszędzie tam gdzie płacili. Składał
grosz do grosza na oddzielne konto, ale do swojego mieszkania było ciągle
daleko. I zdarzył się cud. Koledzy powiedzieli mu, że jest do kupienia, za małe
pieniądze, rudera z działką. Obejrzał to cudo ze swoim szefem, inżynierem.
Doszli do wniosku, że mury są w dobrym stanie, a resztek sam zrobi. Kupił.
Koledzy pomogli i do zimy dom był pod dachem.
W 14 miesięcy po urodzeniu się
Agnieszki, Róża urodziła Kasie. W domu atmosfera była ciągle okropna. Żalom i
pretensjom nie było końca tak od żony jak i teściowej. Szczególnie gdy Marcin
wpił coś na budowie z kolegami, Róża to wywąchała już w przedpokoju i zaczynało
się… Został też odstawiony od łoża. Róża tłumaczyła to obniżoną macicą i tym,
że zawsze czymś śmierdzi.
Niczym nie zrażony pracował i do
jesieni jego dom był gotów do zamieszkania. W uporządkowanym ogródku zdążył
posadzić kilka drzew owocowych.
Przeprowadzili się. Teściowej nic nie
podobało się w nowym domu. Marcin zdobył się na odwagę i wygarnął jej, że dom
budował dla siebie i jak się Jej nie podoba to może nie przychodzić.
Przychodziła, aby córuni posprzątać. Ta uwielbiała jeść, leżeć i oglądać
seriale. Nic przeto dziwnego, że ciągle tyła, doszła do 100kg i wkrótce je
przekroczyła.
Setki razy myślał Marcin o rozwodzie.
Szkoda było mu córeczek. Najpierw były takie maleńkie, a potem takie piękne i
rozkoszne. Wszyscy mówili, że są podobne do niego. Dobrze się czuł jedynie jak
łowił ryby. Jak dziewczynki podrosły zabierał je z sobą nad wodę. Było wesoło i
przyjemnie.
A z to Sabinką to było tak. Pod koniec
dnia pracy poszedł do dyrektora firmy zdać relacje o przebiegu prac. Sabinka -
piękna, dystyngowana, zawsze elegancko ubrana, rozwódka, była kierowniczką
sekretariatu – wyszła razem z nim. W windzie zaproponował jej, nieśmiało,
pójście do kawiarni. Zgodziła się ku jego radości. Po pół godzinie orzekła, że
tu jest nudno, a w domu ma dobre ciasto. Był zachwycony czystością, ładem i
elegancją jej mieszkania.
Miło im się rozmawiało, mieli podobne
zainteresowania. Pili wino, a potem jakoś tak wyszło, że znaleźli się w
wygodnym łożu.
Była już dwudziesta pierwsza gdy Marcin
wracał do domu. Myślał, o tym że Sabinka używa intensywnych perfum to na pewno
Róża wyczuje kobietę i będzie potworna awantura. Szedł powoli i wyrosło przed
nim „pogotowie alkoholowe”.
Kupił „małpkę”.
Wyszedł, ¾ wypił, a resztą spryskał ubranie i pomyślał: - Niech się dzieje co
chcę.
Jeszcze nie zdążył zamknąć za sobą
drzwi, a już Róża stała w przedpokoju z wyciągniętym nosem i po chwili
wrzeszczała: - Ty pijusie myślisz, że jak się poperfumujesz, to ja nie odgadnę,
że znów chlałeś !!!
Piaseczno 23.12.2021r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz