LIŚĆ SAŁATY
Zaspał. Szybko ubrał się, wskoczył do
„Syrenki” i popędził do Stoczni, bez śniadania. W jego mniemaniu marny byłby to
szef co przychodzi ostatni do pracy. Swoją pracę cenił – dawała mu satysfakcję.
Od czterech lat był kierownikiem Wydziału Obróbki Metali w Stoczni. Zaraz po
studiach na Politechnice Gdańskiej dostał propozycję tego etatu. Pracownicy
przyjęli takiego młodzika z rezerwą, ale jego wiedza, pracowitość i szacunek
dla ludzi szybko zjednały mu sympatię.
O 16-stej, jak codziennie, poszedł na obiad
do zakładowej stołówki. Zupę grochową zjadł błyskawicznie, na drugie danie
czekał długo. Wreszcie podjechała kelnerka z wózkiem i postawiła przed nim
talerz z dwoma kotlecikami, ziemniakami i liściem sałaty pokropionym śmietaną.
Widelcem odgarnął sałatę i zobaczył dżdżownicę wijącą się na ciepłych
ziemniakach. Zamurowało go. Wziął talerz i poszedł do kuchni.
Pierwszą osobę jako spotkał zapytał: - Kto
tu rządzi?
- Ja panie inżynierze, o co chodzi?
- Niech pani zajrzy pod ten liść sałaty!
Zajrzała, podała talerz jakieś kobiecie i
powiedziała: - Proszę do mnie. Zaprowadziła go do kancelarii i nakazała
siedzącej tam dziewczynie żeby przyniosła dwa drugie dania z mizerią.
Gdy usiadł, doszło dopiero do niego, że ma
przed sobą elegancką i piękną kobietę. Skąd pani wie, że jestem inżynierem? –
Zapytał.
Uśmiechnęła się i to jak pięknie.
Słyszałam niejednokrotnie jak do pana
zwracają się ludzie. Przepraszam za incydent z dżdżownicą. Mam tu praktykantki
z technikum gastronomicznego, to chyba ich wina. Świeże warzywa dostaję od
miejscowych badylarzy.
Jedli razem, a on nie potrafił powstrzymać się
od spoglądania na tę piękną kobietę. Po chwili powiedziała: - Mam tu książkę
„Zażaleń i życzeń” – jak pan chcę to może coś wpisać.
Zażaleń nie mam, ale życzenie a właściwie
prośbę – tak. Bardzo proszę aby pani zgodziła się zjeść ze mną jutro kolację. Jak
ma pani na Imię? Spotkajmy się jutro przy „Neptunie” o 19-stej?
Może przyjdę, a może nie, niech pan czeka.
Jestem Agnieszka, pan?
Marek.
Wrócił do swojej kawalerki, położył się i
zaczął rozmyślać: - Co ja zrobiłem? Ustaliłem przecież, że będę starym
kawalerem. Tak to było dawno i dotąd dotrzymywałem danego sobie słowa. Ale ta
Agnieszka jest rewelacyjna?
Gdy był na czwartym roku studiów zakochał
się w Kasi, studentce medycyny. Była jego pierwszą kobietą. Kochali się bardzo
często. Trwało to ze trzy miesiące. Kiedyś czekał na nią w akademiku przy
portierni. Podszedł do niego nieznajomy blondyn i powiedział: Czekasz na Kasie? Zaskoczony zapytał: -Skąd wiesz?
- Widziałem cię z nią. Masz dużo szwagrów,
mnie możesz też do nich zaliczyć. Odszedł.
To znaczy, że Kasia jest puszczalska,
pomyślał i wrócił do rodziny.
Minęły dwa dni. Zbudził się z opuchniętym
prąciem i bólem przy oddawaniu moczu. Lekarz w przychodni powiedział: -„
rzeżączka”. Niech się pan nie rusza –
wezwę karetkę. Wylądował w szpitalu. Położyli go w izolatce. Faszerowali go
antybiotykami. Na korytarzu spotkał się z ironicznymi uśmiechami i usłyszał
słowo – weneryk. Był załamany. Odwiedził go ojciec, pocieszył go. Powiedział
też: - Nie zadawaj się z byle szmatami.
Po dwóch tygodniach wypisali go. Wtedy
postanowił, że żadnej kobiety nie dotknie bo to podłe stworzenia. Ta Kasia
często powtarzała: -„Ty mój jedyny”. Dziwka.
Stał pod „Neptunem” już 20 minut. Minęła
dawno 19-sta. Wreszcie zobaczył swoje cudo. Kiedy wchodzili do lokalu ocenił
Agnieszkę po inżyniersku: - ani pół kilograma za mało ani za dużo – idealna
figura.
Wyszłam za mąż 4 lata temu – powiedziała
Agnieszka. Kaziu zmarł po roku na raka trzustki. Nie mogłam mu tego wybaczyć,
tak go kochałam. Byłam załamana. Doszłam do wniosku, że chłopy to dranie i
poradzę sobie bez takich krzywdzicieli. Zamilkła, on też.
Zagrała orkiestra. Lubisz tańczyć? –
zapytał.
Nie tańczyłam od wielu lat, ale dziś
spróbuję jak mnie poprosisz.
Tańczyli dokąd grała orkiestra. Było im z
sobą dobrze, bardzo dobrze. Kiedy się rozstawali oboje wiedzieli, że nie na
długo.
Ślub wzięli po trzech miesiącach. Oboje
uwierzyli, że wśród kobiet i chłopów to nie wszyscy są podli i zakłamani.
Kochali się i byli bardzo szczęśliwi. Doczekali się trojga udanych dzieci.
Przy różnych okazjach wspominali, że swoje
szczęście zawdzięczają liściowi sałaty i dżdżownicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz