W tym miesiącu Kasia skończyła 73 lata. Była zdrowa i pogodna, jak zawsze pogodzona z tym co przynosił jej los. Mieszkała sama w Jedwabnie w województwie warmińsko-mazurskim. Mąż, Stefan, zmarł dwa lata temu. Syn, Jakub inżynier chemik, pracował w Olsztyńskiej Fabryce Opon, miał dwie córki, które Kasia kochała bezgranicznie. Uwielbiała zbieranie grzybów występujących obficie w okolicznych lasach.
Grzybobranie dla niej było świetną okazją do rozmyślań, do porachunku własnych dokonań. Rozpamiętywała swoje dzieciństwo spędzone w małej wsi - Róglas - położonej wśród lasów, 14 km od Jedwabna. Przypominała sobie jesienne i zimowe wieczory, spędzane przy lampie naftowej, gdzie słuchała opowieści o duchach, czarownicach, błędnych ognikach, zmorach, o kołtunach, ale najbardziej interesowała ją Baba Jaga. Była to czarownica, która mieszkała, od niepamiętnych czasów gdzieś w lesie. Ludzie święcie w nią wierzyli i bali się jej bo rzucała uroki.
Zanim ją ktoś zobaczył słyszał jęki lub chichot, potem wychodziła zza drzew i wskazując kościstym palcem człowieka orzekała - "Będziesz Płakał" lub "Będziesz szczęśliwy". Co prawda od wielu lat nikt Baby nie spotkał, ale było przekonanie, że w każdej chwili może się pokazać. Wiedzieli także, że dawno temu po spotkaniu z Babą stary Maciej wykopał w swoim ogródku garnek złota, kulawej Jadzi odrosła krótsza noga, a Wanda zaszła w ciążę na którą czekała 8 lat. Tym, którym przepowiedziała płacz, to płakali. Na przykład u Kocieli zdechła ostatnia krowa, Wójcikowa miała przez całe lato wrzody na nogach. Jadnak najgorsze było to, że chłopi po takim spotkaniu tracili męskość nawet na rok.
Ze swoim przyszłym mężem, Stefanem zaczęła Kasia "chodzić" gdy zaliczyła czwarty rok 5-cio letniego Liceum Pedagogicznego w Olsztynie i już wtedy opowieści o Babie zaczęła traktować jako bajkę. Była w tej kwestii odosobniona nawet i ze Stefanem, a ponieważ on miał się za wielkiego chojraka i ciągle powtarzał, że dla niego "nie ma mocnych", postanowiła dać mu nauczkę.
Pewnej niedzieli wyznaczyła mu spotkanie pod starym dębem w lesie o 17-stej. Od Babci pożyczyła starą spódnice, dużą kraciastą chustę i poduszkę, Dziadkowi zabrała wytartą marynarkę. Pod dąb poszła okrężną drogą. Przebrała się, a na plecy, pod marynarkę włożyła poduszkę tworzącą duży garb. Podeszła z przeciwnej strony do tej z której mógł się Kasi spodziewać, jęcząc głośno. Gdy Stefan zobaczył Babę wyrwał natychmiast prosto do wsi i to z taką prędkością jakby miał skrzydła. Ten widok tak rozśmieszył Kasię, że aż usiadła. Po chwili wstała i poszła w kierunku wsi. Na skraju lasu rozebrała się i rekwizyty schowała pod młodym świerkiem.
Stefana spotkała rozmawiającego z kolegą, z dala od lasu.
- Co Ty tu robisz - zapytała. Przecież miałeś być pod dębem?
- Jąkając się wydukał, że widocznie spóźnił mu się zegarek.
- Idziemy pod nasz dąb - zakomenderowała.
Ruszył za nią ociągając się.
- Czyżbyś bał się, że idziesz tak wolno?
- Co ja bać się. Nigdy w życiu!
Doszli do świerku, ona wyjęła szmaty i zaczęła się przebierać. Stefan szybko zrozumiał jak potwornie dał się nabrać. Śmiejąc się, Kasia w stroju Baby Jagi, zaczęła recytować wiersz Marii Konopnickiej: -" O większego trudno zucha jak nasz Stefek Burczymucha..." Wyrecytowała całość. On siedział przybity.
- No cóż Stefciu, nie martw się, jak widać są i dla Ciebie mocni, a ja miałam okazję zobaczyć jak strach dodaje Ci skrzydeł.
Zanim ją ktoś zobaczył słyszał jęki lub chichot, potem wychodziła zza drzew i wskazując kościstym palcem człowieka orzekała - "Będziesz Płakał" lub "Będziesz szczęśliwy". Co prawda od wielu lat nikt Baby nie spotkał, ale było przekonanie, że w każdej chwili może się pokazać. Wiedzieli także, że dawno temu po spotkaniu z Babą stary Maciej wykopał w swoim ogródku garnek złota, kulawej Jadzi odrosła krótsza noga, a Wanda zaszła w ciążę na którą czekała 8 lat. Tym, którym przepowiedziała płacz, to płakali. Na przykład u Kocieli zdechła ostatnia krowa, Wójcikowa miała przez całe lato wrzody na nogach. Jadnak najgorsze było to, że chłopi po takim spotkaniu tracili męskość nawet na rok.
Ze swoim przyszłym mężem, Stefanem zaczęła Kasia "chodzić" gdy zaliczyła czwarty rok 5-cio letniego Liceum Pedagogicznego w Olsztynie i już wtedy opowieści o Babie zaczęła traktować jako bajkę. Była w tej kwestii odosobniona nawet i ze Stefanem, a ponieważ on miał się za wielkiego chojraka i ciągle powtarzał, że dla niego "nie ma mocnych", postanowiła dać mu nauczkę.
Pewnej niedzieli wyznaczyła mu spotkanie pod starym dębem w lesie o 17-stej. Od Babci pożyczyła starą spódnice, dużą kraciastą chustę i poduszkę, Dziadkowi zabrała wytartą marynarkę. Pod dąb poszła okrężną drogą. Przebrała się, a na plecy, pod marynarkę włożyła poduszkę tworzącą duży garb. Podeszła z przeciwnej strony do tej z której mógł się Kasi spodziewać, jęcząc głośno. Gdy Stefan zobaczył Babę wyrwał natychmiast prosto do wsi i to z taką prędkością jakby miał skrzydła. Ten widok tak rozśmieszył Kasię, że aż usiadła. Po chwili wstała i poszła w kierunku wsi. Na skraju lasu rozebrała się i rekwizyty schowała pod młodym świerkiem.
Stefana spotkała rozmawiającego z kolegą, z dala od lasu.
- Co Ty tu robisz - zapytała. Przecież miałeś być pod dębem?
- Jąkając się wydukał, że widocznie spóźnił mu się zegarek.
- Idziemy pod nasz dąb - zakomenderowała.
Ruszył za nią ociągając się.
- Czyżbyś bał się, że idziesz tak wolno?
- Co ja bać się. Nigdy w życiu!
Doszli do świerku, ona wyjęła szmaty i zaczęła się przebierać. Stefan szybko zrozumiał jak potwornie dał się nabrać. Śmiejąc się, Kasia w stroju Baby Jagi, zaczęła recytować wiersz Marii Konopnickiej: -" O większego trudno zucha jak nasz Stefek Burczymucha..." Wyrecytowała całość. On siedział przybity.
- No cóż Stefciu, nie martw się, jak widać są i dla Ciebie mocni, a ja miałam okazję zobaczyć jak strach dodaje Ci skrzydeł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz