Zaraz po awansie na
porucznika, wzorowy oficer Jerzy Kilar, ożenił się z Zosią. Służył w Szefostwie
Uzbrojenia w Warszawie. Czekał na obiecane mieszkanie służbowe, a puki co
mieszkał kątem u teściów. Zosia pracowała jako urzędniczka. Podróż poślubną
spędzili w Zakopanem, w Wojskowym Domu Wczasowym. Niedługo po tym okazało się,
że Zosia jest w ciąży - ku ich wielkiej radości.
Jak to w życiu bywa szczęście
nie trwało długo. Porucznik został wezwany do Generała, a ten oświadczył mu, że
taki zdolny oficer musi odbyć praktykę w jednostce liniowej, no jakieś 6
miesięcy do roku.
- Obywatelu Generale, czy po
zakończeniu tej praktyki będę mógł powrócić do Szefostwa?
- Poruczniku - jeżeli tam
będziecie dobrym oficerem to Was nie wypuszczą, a jeżeli będziecie kiepskim
oficerem to ja was nie wezmę - jasne. Odmaszerować.
Rozkaz - Obywatelu
Generale - powiedział porucznik i zrobił regulaminowy w tył zwrot.
Dostał skierowanie do
pułku zmechanizowanego, na stanowisko dowódcy kompani, w tak zwanym zielonym
garnizonie. Nazwy miejscowości szukał z kolegami na mapie bo o takiej nie
słyszał. Była to wieś w północno-wschodniej części kraju, oddalona o 18 km od
najbliższego miasta powiatowego, pośród lasów i jezior.
Nie miał
wyjścia. Spakował walizkę i zostawił płaczącą Zosię.
Na miejscu okazało
się, że trafił do pięknych poniemieckich koszar i dużego garnizonu. Mieszkań
dla kadry było dość i będzie mógł sprowadzać żonę zaraz jak tylko wymalują jego
kwaterę. Objął 2-gą kompanię 3-go batalionu w pełnym składzie. Podlegało
mu 118 chłopa, w tym trzech podporuczników dowódców plutonów, sierżant dowódca
zwiadu i szef kompanii - starszy sierżant - Śnieszko.
Nasz bohater
szybko wciągnął się w swoje obowiązki, a dzięki pracowitości, uczynności i
pogodnym usposobieniu wnet znalazł uznanie tak u przełożonych jak i kolegów.
Urządził jako tako mieszkanie i sprowadził wystraszaną Zosię w szóstym miesiącu
ciąży. Był maj 1972 roku. Jesienią Zosia urodziła dwie prześliczne córeczki.
Rodzice cieszyli się i martwili morzem obowiązków. Koledzy Jurka żartowali:
" U chłopa zucha pierwsza dziewucha." A co dopiero dwie!
Życie
towarzyskie skupiało się w klubie oficerskim. Nasi małżonkowie zaprzyjaźnili
się z kilkoma rodzinami oficerskimi. Dowodzenie kompanią sprawiało wiele
satysfakcji Jerzemu. No może nieco kłopotu miał z sierżantem Śnieszko.
Był to typowy "zupak" wojskowy, niezbyt bystry ale gorliwy, a nawet często
nadgorliwy. Mawiał, że kocha wojsko i jest urodzonym żołnierzem. Pilnował
porządku i dbał o potrzeby żołnierzy, ale i wymagał. Miał też swoje
zagrywki. Na przykład pewnej soboty, o godzinie 17-stej, wpadł do kompanii,
zrobił zbiórkę i oświadczył, że zarówno na terenie kompanii jak i w jej
rejonach panuje burdel. Natychmiast cała kompania przystępuję do roboty. Jeżeli
do kolacji wszędzie będzie porządek, a ja to sprawdzę i będę zadowolony to
zaprowadzę was na super film : szwedzki, pornograficzny, pod tytułem
"Baba na żołnierzu".
Żołnierze
pracowali jak mrówki. Sierżant był zadowolony i dotrzymał słowa. Jednak
żołnierze kręcili nosami bo film nie był szwedzki tylko radziecki, nie
pornograficzny tylko panoramiczny i nie "Baba na żołnierzu" tylko
"Ballada o żołnierzu". Minęły
trzy lata. Małżonkowi okrzepli, dorobili się pralki i telewizora. Córki pięknie rosły.
Zosia marzyła żeby dzieci oddać do przedszkola, a sama iść do pracy, o co było
trudno dla kobiety na tym pustkowiu. Podczas wiosennych ćwiczeń kompania Jurka
okazała się najlepszą w pułku. Była nagroda pieniężna. Został wezwany do
dowódcy pułku. Powiedziano mu, że od jesieni obejmie stanowisko dowódcy
batalionu, a 12-go października czeka go awans na kapitana. Praca dla żony też
się znajdzie.
Szczęśliwy,
pobiegł do domu i opowiedział swojej kochanej Zosieńce co ich czeka.
Wyznał także, że jego marzeniem, od lat jest "Trabant" i myśli, że na
wiosnę będzie ich stać na używany egzemplarz. Oj przydał by się przydał,
stwierdziła Zosia, mielibyśmy czy jeździć do miasta i do rodziców.
Kilka dni
później gruchnęła w pułku wiadomość - będzie inspekcja. Wszyscy wiedzieli, że
od wyników inspekcji zależy prawie wszystko dla kadry. Gdy wypadnie dobrze są
awanse, medale, nagrody i inne zaszczyty. Gdy wypadnie źle to koniec świata.
Natychmiast
Dowódca pułku wyjechał na zwiad do takiej jednostki, która kilka dni temu miała
inspekcję. Po powrocie zarządził zbiórkę dowódców batalionów i kompanii i
powiedział: o tym, że będą egzaminy, alarmy i ćwiczenia to dobrze wiecie.
Przyjmijcie też do wiadomości, że dowódcą tej inspekcji jest stetryczały
generał, który ma bzika na punkcie porządków i wyżywienia żołnierzy. Biega po
wszystkich kątach koszar i szuka petów. Wpada do kompanii, zarządza zbiórkę i
zadaje żołnierzom zawsze dwa, te same pytania: 1) Czy jedzenie jest smaczne? 2)
Czy dla wszystkich wystarcza? Oczywiście żołnierze mają odpowiedzieć, że
smaczne i wystarcza. Macie to przećwiczyć w kompaniach.
Porucznik
Kilar zrobił zbiórkę kadry i powiedział co ich może czekać i co należy już
zrobić. Na ochotnika zgłosił się starszy sierżant Śnieszko do nauczenia
żołnierzy jak mają odpowiadać generałowi gdyby na nich wypadło.
Już drugiego dnia inspekcji, pod wieczór, do kompani Kilara wmaszerował
Generał. Podoficer dyżurny złożył mu wzorowo meldunek, więc był w dobrym
nastroju i nakazał zbiórkę kompani. Kiedy ta stanęła na korytarzu w idealnych
szeregach Generał zapytał:
- Żołnierze, czy jedzenie jest smaczne?
- Jest smaczne obywatelu Generale - Odpowiedzieli chórem i głośno
żołnierze.
- Czy jedzenia dla wszystkich wystarcza?
-
Wystarcza i jeszcze zostaje obywatelu Generale. - odpowiedzieli żołnierze
tak jak nauczył ich sierżant Śnieszko.
To "jeszcze zostaje" wprawiło w zakłopotanie Generała, nigdy takiej
odpowiedzi nie słyszał, więc po chwili zadał trzecie pytanie:
- Żołnierze, a co robicie z tym co zostaje?
- Zjadamy i jeszcze brakuję obywatelu Generale - odpowiedzieli żołnierze,
zresztą zgodnie z prawdą.
Generał się wściekł. Uznał, że w tym pułku głodzi się żołnierzy. Przerwał
inspekcję. Pułk otrzymał ocenę niedostateczną. Nastąpiła Sodoma i Gomora.
Oczywiście wszystkiemu winien był porucznik Kilar. Dowódca pułku powiedział mu,
że może pożegnać się z awansem. Inni oficerowie też mu przygadywali.
Wrócił do domu całkowicie zdruzgotany. Opowiedział wszystko Zosi. Ona chwilę
pomyślała i rzekła - Bywają w życiu upadki. Twój trabant Jureczku
odjechał w siną dal, ale niema tego złego co by na dobre nie wyszło, może to
jest okazja żeby nareszcie wyrwać się z tego zadupia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz