Dowcipy

- Chłopaki! Od wczoraj już nie piję! - Zuch! To trzeba oblać!

wtorek, 30 maja 2017

HUMORESKA nr 62 MAŁŻEŃSTWO WOJSKOWE




       Zaraz po awansie na porucznika, wzorowy oficer Jerzy Kilar, ożenił się z Zosią. Służył w Szefostwie Uzbrojenia w Warszawie. Czekał na obiecane mieszkanie służbowe, a puki co mieszkał kątem u teściów. Zosia pracowała jako urzędniczka. Podróż poślubną spędzili w Zakopanem, w Wojskowym Domu Wczasowym. Niedługo po tym okazało się, że Zosia jest w ciąży - ku ich wielkiej radości. 
     Jak to w życiu bywa szczęście nie trwało długo. Porucznik został wezwany do Generała, a ten oświadczył mu, że taki zdolny oficer musi odbyć praktykę w jednostce liniowej, no jakieś 6 miesięcy do roku.
     - Obywatelu Generale, czy po zakończeniu tej praktyki będę mógł powrócić do Szefostwa?
     - Poruczniku - jeżeli tam będziecie dobrym oficerem to Was nie wypuszczą, a jeżeli będziecie kiepskim oficerem to ja was nie wezmę - jasne. Odmaszerować.
        Rozkaz - Obywatelu Generale - powiedział porucznik i zrobił regulaminowy w tył zwrot.
       Dostał skierowanie do pułku zmechanizowanego, na stanowisko dowódcy kompani, w tak zwanym zielonym garnizonie. Nazwy miejscowości szukał z kolegami na mapie bo o takiej nie słyszał. Była to wieś w północno-wschodniej części kraju, oddalona o 18 km od najbliższego miasta powiatowego, pośród lasów i jezior.
        Nie miał wyjścia. Spakował walizkę i zostawił płaczącą Zosię.
        Na miejscu okazało się, że trafił do pięknych poniemieckich koszar i dużego garnizonu. Mieszkań dla kadry było dość i będzie mógł sprowadzać żonę zaraz jak tylko wymalują jego kwaterę. Objął 2-gą  kompanię 3-go batalionu w pełnym składzie. Podlegało mu 118 chłopa, w tym trzech podporuczników dowódców plutonów, sierżant dowódca zwiadu i szef kompanii - starszy sierżant - Śnieszko.   
       Nasz bohater szybko wciągnął się w swoje obowiązki, a dzięki pracowitości, uczynności i pogodnym usposobieniu wnet znalazł uznanie tak u przełożonych jak i kolegów. Urządził jako tako mieszkanie i sprowadził wystraszaną Zosię w szóstym miesiącu ciąży. Był maj 1972 roku. Jesienią Zosia urodziła dwie prześliczne córeczki. Rodzice cieszyli się i martwili morzem obowiązków. Koledzy Jurka żartowali: " U chłopa zucha pierwsza dziewucha." A co dopiero dwie!
       Życie towarzyskie skupiało się w klubie oficerskim. Nasi małżonkowie zaprzyjaźnili się z kilkoma rodzinami oficerskimi. Dowodzenie kompanią sprawiało wiele satysfakcji Jerzemu.  No może nieco kłopotu miał z sierżantem Śnieszko. Był to typowy "zupak" wojskowy, niezbyt bystry ale gorliwy, a nawet często nadgorliwy. Mawiał, że kocha wojsko i jest urodzonym żołnierzem. Pilnował porządku i dbał o potrzeby żołnierzy, ale i wymagał.  Miał też swoje zagrywki. Na przykład pewnej soboty, o godzinie 17-stej, wpadł do kompanii, zrobił zbiórkę i oświadczył, że zarówno na terenie kompanii jak i w jej rejonach panuje burdel. Natychmiast cała kompania przystępuję do roboty. Jeżeli do kolacji wszędzie będzie porządek, a ja to sprawdzę i będę zadowolony to zaprowadzę was na  super film : szwedzki, pornograficzny, pod tytułem "Baba na żołnierzu".
        Żołnierze pracowali jak mrówki. Sierżant był zadowolony i dotrzymał słowa. Jednak żołnierze kręcili nosami bo film nie był szwedzki tylko radziecki, nie pornograficzny tylko panoramiczny i nie "Baba na żołnierzu" tylko  "Ballada o żołnierzu".        Minęły trzy lata. Małżonkowi okrzepli, dorobili się pralki i telewizora. Córki pięknie rosły. Zosia marzyła żeby dzieci oddać do przedszkola, a sama iść do pracy, o co było trudno dla kobiety na tym pustkowiu. Podczas wiosennych ćwiczeń kompania Jurka okazała się najlepszą w pułku. Była nagroda pieniężna. Został wezwany do dowódcy pułku. Powiedziano mu, że od jesieni obejmie stanowisko dowódcy batalionu, a 12-go października czeka go awans na kapitana. Praca dla żony też się znajdzie.
         Szczęśliwy, pobiegł do domu i opowiedział swojej kochanej Zosieńce co ich czeka.  Wyznał także, że jego marzeniem, od lat jest "Trabant" i myśli, że na wiosnę będzie ich stać na używany egzemplarz. Oj przydał by się przydał, stwierdziła Zosia, mielibyśmy czy jeździć do miasta i do rodziców.
          Kilka dni później gruchnęła w pułku wiadomość - będzie inspekcja. Wszyscy wiedzieli, że od wyników inspekcji zależy prawie wszystko dla kadry. Gdy wypadnie dobrze są awanse, medale, nagrody i inne zaszczyty. Gdy wypadnie źle to koniec świata.
          Natychmiast Dowódca pułku wyjechał na zwiad do takiej jednostki, która kilka dni temu miała inspekcję. Po powrocie zarządził zbiórkę dowódców batalionów i kompanii i powiedział: o tym, że będą egzaminy, alarmy i ćwiczenia to dobrze wiecie. Przyjmijcie też do wiadomości, że dowódcą tej inspekcji jest stetryczały generał, który ma bzika na punkcie porządków i wyżywienia żołnierzy. Biega po wszystkich kątach koszar i szuka petów. Wpada do kompanii, zarządza zbiórkę i zadaje żołnierzom zawsze dwa, te same pytania: 1) Czy jedzenie jest smaczne? 2) Czy dla wszystkich wystarcza?  Oczywiście żołnierze mają odpowiedzieć, że smaczne i wystarcza. Macie to przećwiczyć w kompaniach.
          Porucznik Kilar zrobił zbiórkę kadry i powiedział co ich może czekać i co należy już zrobić. Na ochotnika zgłosił się starszy sierżant Śnieszko do nauczenia żołnierzy jak mają odpowiadać generałowi gdyby na nich wypadło.
         Już drugiego dnia inspekcji, pod wieczór,  do kompani Kilara wmaszerował Generał. Podoficer dyżurny złożył mu wzorowo meldunek, więc był w dobrym nastroju i nakazał zbiórkę kompani. Kiedy ta stanęła na korytarzu w idealnych szeregach Generał zapytał:
           - Żołnierze, czy jedzenie jest smaczne?
           - Jest smaczne obywatelu Generale - Odpowiedzieli chórem i głośno żołnierze.
           - Czy jedzenia dla wszystkich wystarcza?
           - Wystarcza i jeszcze zostaje obywatelu Generale. - odpowiedzieli żołnierze tak jak nauczył ich sierżant Śnieszko.
          To "jeszcze zostaje" wprawiło w zakłopotanie Generała, nigdy takiej odpowiedzi nie słyszał, więc po chwili zadał trzecie pytanie:
           - Żołnierze, a co robicie z tym  co zostaje?
           - Zjadamy i jeszcze brakuję obywatelu Generale - odpowiedzieli żołnierze, zresztą zgodnie z prawdą.
         Generał się wściekł. Uznał, że w tym pułku głodzi się żołnierzy. Przerwał inspekcję. Pułk otrzymał ocenę niedostateczną. Nastąpiła Sodoma i Gomora. Oczywiście wszystkiemu winien był porucznik Kilar. Dowódca pułku powiedział mu, że może pożegnać się z awansem. Inni oficerowie też mu przygadywali.
          Wrócił do domu całkowicie zdruzgotany. Opowiedział wszystko Zosi. Ona chwilę pomyślała i rzekła - Bywają w życiu upadki. Twój trabant Jureczku odjechał w siną dal, ale niema tego złego co by na dobre nie wyszło, może to jest okazja żeby nareszcie wyrwać się z tego zadupia.




Brak komentarzy: