

PRAWDA O PSTROKATEJ KURZE
Ostrowscy mieszkali we wsi Zalesie.
Mieli troje dzieci, 5ha. ziemi, konia, trzy krowy, zawsze kilka świń i sporo
drobiu. Ich siedzibę stanowił niewielki dom, ale w dobrym stanie, drewniana
stodoła, murowana obora z dobudowanym kurnikiem i drewutnią. Za stodołą był sad
z kilkoma jabłoniami i jedną gruszą, a przede wszystkim był stawek nieoceniony
dla pojenia zwierząt.
W latach sześćdziesiątych nikomu na
wsi nie przelewało się, ale ludzie nie narzekali. Pracowali, każdy najlepiej
jak potrafił. Oczkiem w głowie dla Ostrowskiej były kury. Zawsze miała ich
ponad dwadzieścia. Pożytku z nich było sporo, bo to jesienią rosół z młodego
kogutka, jajka w domu przez cały rok, a co tydzień świeży grosz ze skupu jaj. A
wiadomo grosz potrzebny, a to na sól, a to na cukier, czy na kajecik dla
dzieciaka.
Wiosną poprzedniego roku Ostrowscy
kupili w wylęgarni 30 kurcząt. Do jesieni urosły. Kogutki zjedli, a kokoszki
zaczęły znosić, w październiku jajka. Wśród tych kokoszek jedna była całkiem
inna - największa ze wszystkich, pstrokata i taka jakaś dumna. Na dodatek
znosiła jajka, nie dość że duże to jeszcze prawie czekoladowe. Sąsiadki dziwiły
się oglądając „Pstrokatą”, bo tak tą sławną kurę zaczęto nazywać na wsi. Nawet
agronom pokiwał głową, zajrzał do książki i powiedział, że to rasa francuska i
nazywa się – MARANS.
Zaraz po Wielkiej Nocy – Pstrokata –
zginęła. Szukała jej cała rodzina. Doszli do wniosku, że ktoś ją ukradł i
zjadł. Najpierw dzieci Ostrowskich, a potem i inne zaczęły szukać piór po
śmietnikach i znalazły u Gawędy. Łatwo okrzyczano złodziejem kur Gawędę bo parę
lat temu przyłapano go jak przenosił snopki zboża z pola sąsiada na swoje.
Sołtys zwołał zebranie i orzekł, że to
wstyd dla całej wsi, że ktoś taki mieszka we wsi. Musiał interweniować
najstarszy we wsi, cieszący się wielkim autorytetem Aron. Powiedział żeby
odczepili się od Gawędy, bo sam widział jak Gawędowa zabijała swoją kurę.
Zdobyła się na ten czyn, bo wiadomo wiosną nikt kury nie zabija chyba, że ona
jest chora lub chłop jest chory, a właśnie Gawęda niedomagał. Wtedy wystąpił Kosin i powiedział, że tą kurę
na pewną porwał lis. Cała sala gruchnęła śmiechem bo Kosin był znany w całej
okolicy jako największy kłusownik i gdyby
pokazał się gdzieś lis to on by już dawno go sprzątnął. Sołtys zakończył
zebranie dramatycznym pytaniem: - „ To gdzie jest prawda o kurze.”
W niedziele Proboszcz na Sumie wygłosił
kazanie na temat cudownego zmartwychwstania Jezusa i Jego wstąpienia do nieba,
a potem powiedział, że bardzo go boli fakt złodziejstwa w parafii. Dalej mówił:
- „Wcześniej czy później ten złodziej przyjdzie do spowiedzi, a dam mu taką
pokutę, że popamięta ją do śmierci. Ja go nie wydam, bo wiadomo tajemnica
spowiedzi rzecz święta, ale i tak, mam nadzieję prawda o kurze wyjdzie na jaw.
Sąsiadka powiedziała Ostrowskiej, że ta
Pstrokata z pewnością utopiła się w stawku. Co Ty wgadujesz, odpowiedziała
Ostrowska, albo jej było tu źle, żeby miała popełniać samobójstwo?
Minęło trochę czasu i ludzie
zapomnieli o Pstrokatej bo we wsi wybuchła nowa sensacja. Hela od Żurawskich chodzi z brzuchem i nie
wie kto jej to zrobił. We wsi aż huczy. Najwięcej do powiedzenia mają stare
zasuszone panny, a i matki grzecznych panienek, nie gorsze, opowiadają, jedna
przez drugą jak to ta lafirynda gździła się nie tylko z chłopakami ze wsi ale i
z innymi.
Zbliżał się maj kiedy rano wpadła do domu,
jak bomba, Agnieszka i krzyczy: - Mamo, Mamo – Pstrokata- się znalazła! Wyszła
z drewutni i ma ze sobą piękne kurczaczki!!!
Znów cała wieś gadała o Pstrokatej.
Stary Aron skwitował to zdarzenie słowami: -„Prawdę zna tylko Ten co nad nami,
bo On zawsze wszystko widzi”.