Ta majówka, czyli wyjazd do moich Dziadków na wieś, była planowana od dawna. Bardzo kocham moich Dziadków, a najbardziej moją Prababcie Monikę, to też cieszyłam się niezmiernie na ten wyjazd. Babcia Monika ma siwiuteńkie włosy i brwi, jest mała, jakby skurczona. Za to najładniej na świecie uśmiecha się. Bardzo lubię jak siedzę przytulona do Babci i czuję Jej rękę na swoich włosach.
Dziadkowie, czyli rodzice mojej Mamy, Jadwiga i Paweł, mają ogromną oborę, a w niej 78 krów dojnych i bardzo dużo cieląt większych i mniejszych. Uwielbiam patrzeć na te najmniejsze, są takie pocieszne.
Jeszcze w środę popołudniu mój Tata zapakował nas do swojej ukochanej Carolki i wszystkę manele. Nas to znaczy: Mamusię Basię, mnie Justynkę i nieznośnego mojego brata, beksę, Pawełka.
Z Olsztyna do Zalesia jest niedaleko, więc jeszcze przed wieczorem ściskałam swoje Babcie. Bardzo cieszyłam się z ich widoku. Prawie rozpłakałam się gdy tak serdecznie przytuliła mnie i pogłaskała Babcia Monika.
Tata po przywitaniu zaraz rozpoczął czyścić z kurzu swoją ukochaną "tojotkę". Ja pobiegłam do obory, a za mną oczywiście Pawełek. Nie znoszę takich siedmioletnich bachorów. Już zaraz miał rozpocząć się wieczorny udój. Babcia Jadwiga i ciocia Terasa, siostra mojej Mamy, roznosiły po oborze kubki udojowe i zakładały na strzyki krowom. Ja też chciałam to robić. Przyjrzałam się jak to robi ciocia Teresa i już po chwili dobrze mi to szło.
Była wspaniała kolacja, a najlepsze to były konfitury Babci Moniki. Potem spanie pod pierzyną z pierza, którą Babcia Jadwiga wietrzyła cały dzień. Pachniała cudownie: wiatrem, polem i łąką. Rano pobiegłam za stodołę do sadu. Kwitły jabłonie, brzęczały pszczoły, cudowny zapach.
Po śniadaniu zabrała nas Mama na spacer. Byliśmy w lesie wypełnionym tysiącem barw i zapachów, oraz śpiewem ptaków. Potem szliśmy łąką z milionem mleczy, aż do strumyka gdzie zobaczyłam po raz pierwszy kaczeńce - cudowne - słońce przetkane zlotem.
Dni mijały bardzo szybko. Były wycieczki do skansenu i na ruiny zamku Krzyżackiego. Odwiedziliśmy groby rodzinne. W sobotę, w remizie strażackiej była zabawa. Po obiedzie, w niedzielę, siedzieliśmy już wszyscy w samochodzie, a rodzina stała w okół i wówczas Tatuś zauważył ptasią kupkę na tylnej szybie. Wysiadł, żeby ją zetrzeć. Carolka, najpierw powoli, potem coraz szybciej potoczyła się po pochyłości w stronę obory. Z hukiem walnęła w mur.
Dni mijały bardzo szybko. Były wycieczki do skansenu i na ruiny zamku Krzyżackiego. Odwiedziliśmy groby rodzinne. W sobotę, w remizie strażackiej była zabawa. Po obiedzie, w niedzielę, siedzieliśmy już wszyscy w samochodzie, a rodzina stała w okół i wówczas Tatuś zauważył ptasią kupkę na tylnej szybie. Wysiadł, żeby ją zetrzeć. Carolka, najpierw powoli, potem coraz szybciej potoczyła się po pochyłości w stronę obory. Z hukiem walnęła w mur.
Nam nic się nie stało. Przód samochodu był rozbity. Tatuś był załamany. Mamusia powiedziała: -"Czasem wydaje mi się, że Ty bardziej kochasz to swoje pudło niż nas".
1 komentarz:
Każdy kocha swoje zabawki.Też byłabym wkurzona.Piszesz pięknie,z przyjemnością się czyta.Pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz