Edytki bywają rozkoszne! |
Szedł obładowany, krętą ścieżką, wzdłuż jeziora . Na plecach miał torbę z wędkami i składany stołek. W lewej ręce trzymał reklamówkę z zanętą i przynętą , a w prawej wiadro z żywcami. Kiedy doszedł do pastwiska Rogowskich zobaczył, zamiast krów, roznegliżowaną kobietę. Zdziwiło go to. Potem uświadomił sobie, że to musi być kuzynka gospodarzy z Warszawy. Ukłonił się i powiedział grzecznie - dzień dobry. Dama zmierzyła go od „stóp do głów” i powiedziała – a Pan to jest ten Franek, co łowi ryby. Był mile zaskoczony.
- Czy się Panu spieszy? - Zapytała. Speszył się. O nie, … Proszę Pani.
-
To niech Franek siada tu. – Powiedziała i pokazała miejsce na kocu obok
siebie. Zrzucił z siebie cały sprzęt i
posłusznie usiadł, jak mu kazała. Miała na sobie bardzo skąpy kostium. Jej obwity
biust wylewał się na zewnątrz. Krępował się patrzeć na te dorodne kształty.
Twarz go paliła.
-Będziemy
mówili sobie po imieniu. Ja jestem Edyta. Mów do mnie Edytka.
- Tak, proszę Pani.
- Nie Pani, tylko Edytka!
- Jesteś żonaty? Ile masz lat?
- 42, kawaler.
- Gdzie pracujesz?
- Jestem magazynierem w hurtowni wyrobów
metalowych.
- To bardzo ładnie Franiu, a narzeczoną masz?
- Nie proszę Pani, jeszcze nie, … nie proszę Pani
Edytki.
- A chciałbyś, żebym ja była Twoją
narzeczoną?
- Edytka sobie żartuję z wsiowego kawalera.
- Słyszałam, że masz ładny domek, mogłabym z
Tobą zamieszkać?
-
Tak bez ślubu? To chyba nie.
-
To możemy wziąć ślub.
-
Nie, proszę Edytki. Ja się ożenię tylko z dziewicą. A
Edytka na dziewicę mi nie wygląda…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz