
Idzi był mężczyzną nie wielkiej postury. Raz jedyny, gdy stawał na komisji poborowej i wyciągnął się jak struna, zapisali mu 163cm. Nigdy nie ważył więcej jak 65 kg. Miał na tym punkcie pewne kompleksy. W dodatku to imię - Idzi. Ile się nasłucha, ile natłumaczył? Był dzieckiem wojny. Rodzinę wymordowały mu bandy UPA. Wychował się w sierocińcu. Dzięki własnej upartości, sile i zdolnościom ukończył studia politechniczne. Założył rodzinę i wychował trzech synów.
Od siedmiu lat żyje samotnie. Żona zmarła, synowie rozbiegli się po świecie. Ma działkę, samochód i towarzystwo wypróbowanych przez lata przyjaciół. Jak wiadomo, w pewnym wieku wdów jest bezliku. Nie jedna próbowała uwieźć Idziego. Ale jak to w życiu bywa żadna z nich nie była na tyle ciekawa dla Idziego, żeby myślał o stałym związku. Owszem, była taka jedna, która intrygowała Idziego, ale On dla niej nie istniał. Tak mu się przynajmniej wydawało. Miała na imię Bożenka i ważyła co najmniej 20 kg więcej niż Idzi. Właśnie te pulchne kształty tak frapowały Idziego. Nigdy nie miał takiej kobiety.
Zwierzył się ze swoich zamiarów przyjacielowi Piotrowi, który od lat był w zażyłych stosunkach z Bożenką. Rozpoczęła się seria brydżyków, herbatek, pogaduszek. Idziemu wydawało się, że Bożenka patrzy na niego co raz łaskawszym okiem.
Pewnego wieczoru siedzieli we troje przy koniaczku i Idzi powiedział: Bożenko, co byś zrobiła gdybym Ci się oświadczył. Ton tej wypowiedzi był żartobliwy i w razie niepowodzenia można było o tym zapomnieć. Bożenka, również z uśmiechem, powiedziała: najpierw musiał byś mnie przenieść 10 m na rękach, potem poszlibyśmy do łóżka. Wtedy podejmę decyzję. Wybuchnęli śmiechem, ale słowo się rzekło.
Idzi tak pokierował rozmową, że umówili się na spotkanie, w najbliższy wtorek, na basenie.
Spotkali się. Było świetnie. Pływali. W pewnej chwili Idzi zebrał się na odwagę, podszedł do Bożenki, wziął na ręce i niósł przez cały basen w wodzie. Nie protestowała.
- Będziesz moją? - zapytał.
- Słowo się rzekło. - odpowiedziała.