PORZĄDEK MUSI BYĆ
W 1978 roku, w czerwcu, w środę,
major Czesław zwołał swoich przyjaciół, również majorów – Marka i Jana i
oznajmił. W sobotę jedziemy na ryby, na jezioro Łańskie. Wrócimy w niedzielę
wieczorem. Do tej wyprawy trzeba się odpowiednio przygotować – porządek musi
być. Każdy otrzyma zadania i musi dobrze je wykonać. Porządek musi być. I
dyscyplina ogólno wojskowa – dodał z uśmiechem Jan.
Jako najstarszy wiekiem i stażem w stopniu
majora przejmuję dowodzenie. Ja załatwię wjazd na teren Łańska, wypożyczenie
łódki, namiot i duży materac, oraz baniak z wodą. Zawiozę Was swoją Skodą.
Marka wyznaczam na głównego kwatermistrza.
Nagotujesz gar swojego słynnego bigosu i zabierzesz wszystko inne w takiej
ilości żebyśmy nie głodowali. O alkoholu nie wspomnę bo to dla każdego jest
oczywiste co ma mieć ze sobą. Porządek musi być.
I dyscyplina ogólno wojskowa – dodał zaraz
Jan.
Ty się nie wymądrzaj – ciągnął Czesław – zabierzesz
butlę z gazem, naczynia, sztućce i kieliszki, a przede wszystkim nazbierasz
rosówek. Zabierz też ze 30 pupek to w nocy zapolujemy na węgorza. W sobotę
będziecie czekać na mój telefon. Planuję wyjazd około godziny szesnastej. Są
pytania?
Co z tym porządkiem do cholery – denerwował
się Marek w sobotę – minęła piąta, a telefon milczy. Zadzwonił o pół do
szóstej.
Widzicie „rozkraczyła” mi się Skoda,
musiałem pożyczyć „Malucha” od szwagra – tłumaczył się Czesław. Mieli ogromne
trudności żeby załadować cały „majdan” do tej mikroskopijnej „fury”.
Na bramie w Łańsku wartownik nie chciał ich
wpuścić, bo miała być Skoda o piątej, a tu Maluch o szóstej. No cóż, w wojsku
porządek musi być. Zanim Czesław dodzwonił się do odpowiedniego oficera zrobiła
się siódma.
Zatrzymali się na cudownej polance przy
samym jeziorze. Czesław poszedł po łódkę, a Marek z Janem rozstawiali namiot i
przygotowywali ognisko.
Wypłynęli ze spinningami. Każdy złowił
jednego szczupaka –równo – porządek musi być. Rozstawili pupy w zatoczce z grążelami.
Czesław miał pretensje do Jana, że tak mało nazbierał rosówek. Jan mówił, że
musiały pouciekać w tej ciasnocie w samochodzie.
Kiedy rozpalili ognisko i zagrzał się bigos
zrobiło się już prawie ciemno. Ucztowali do późna. Bigos i pieczone na ognisku
kiełbaski stanowiły doskonałą zakąskę. Nie wiadomo kiedy dwie butelki zostały
opróżnione.
Dochodziła dwunasta. Czesław zarządził
spanie bo porządek musi być i dyscyplina ogólno woskowa – dodał Jan słaniając
się na nogach.
Wstali razem ze słońcem. Głowy rozsadzał
ból. Marek grzał bigos. Leczyli się maślanką. Jan doszedł do wniosku, że
najlepszym lekarstwem będzie po poł szklanki czystej. Pomogło.
Pierwszą michę bigosu dostał dowódca –
Czesław. Zjadł ze dwie łyżki i potwornie zaklął o kur…a. W tym bigosie są gotowane rosówki –
wykrzyknął! Podbiegł do najbliższej sosny, oparł się, jego ciałem wstrząsały
torsje.
Marek ze spokojem powiedział: - W tej
ciasnocie powłaziły do garnka, jak mogłem to zauważyć po ciemku. No cóż są
rosówki to są i wymioty – porządek musi być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz