Dowcipy

Na co umarł Stalin? - Na szczęście

sobota, 12 kwietnia 2014

Humoreska 17. Marzenia o miłości.



      Dostrzegła Go gdy płaciła za warzywa. Skąd się tu wziął? Od pół godziny chodziła po tym osiedlowym targowisku i nie widziała Go. Stał wyprostowany i trzymał w rękach spodnie. Po swojemu, coś mówił z uśmiechem do handlarki. Ona też się śmiała.
       Podejść? Nie podejść? Znała Go wiele lat. Był to kolega jej męża jeszcze ze studiów. Chodzili razem na pikniki, na bale, do kina. Razem rosły ich dzieci. Teraz jest wdową od siedmiu długich lat. On rozwiódł się rok temu. To była sensacja towarzyska, bo uchodzili za udane małżeństwo.
      Jednak podeszła.
      - O Krzyś! Co Ty tutaj robisz?
       - Jak widzisz kupuję spodnie. O świetnie wyglądasz Hanka, odmłodniałaś. Co z Tobą. Ciągle sama? Przepraszam, głupie pytanie. Tak się ucieszyłem na Twój widok, że plotę głupstwa.
       - Niestety sama. Powiedziała głośno, a pomyślała: jaki On miły.
       - Takie spotkanie to trzeba uczcić. Idziemy do lokalu. Powiedział Krzyś.
       - Masz rację. Chodźmy do mnie, jak wiesz mieszkam tu bardzo blisko. Upiekłam wczoraj szarlotkę. Kiedyś smakowały Ci moje ciasta. Zamilkła, bo On patrzył na Nią, ale jak patrzył? Zadrżała. Poczuła się tak jak przy pierwszym pocałunku. Boże, kiedy to było?
       W przedpokoju oparła się plecami o Jego pierś. On przygarnął Ją do siebie, a potem pocałował w szyję. Pamiętała jak zdejmował Jej kurtkę i bluzkę, jak rozpinał stanik. Znaleźli się nadzy w jej nieposłanym od rana łóżku. Był duży i ciepły. Wcisnęła się w Niego. Nie poczuła Jego męskości. Pomóż mu, wyszeptał mam przecież swoje lata. Wiedziała, czuła, że da Mu rozkosz, a On Jej.
       Przeraźliwie zadzwonił telefon raz i drugi. Usiadła. Telefon dalej dzwonił. Była sama. Zwlokła się, dzwoniła Martynka, ukochana wnuczka. Tym razem telefon nie zadzwonił w porę.
       Boże, co za sen? Czemu ja wczoraj, przed snem, tak dużo o tym Krzysiu myślałam, a może i marzyłam?

Brak komentarzy: