Poznała Przemka 13-go lipca w znanym hotelu w Mikołajkach. Był bardzo przystojny, grzeczny i elokwentny. Już po pierwszym tańcu Martynka była zakochana. Wydawało jej się, że na takiego czekała całe życie. Mamusi też się spodobał. Ojciec "kręcił nosem", ale w tej materii nie miał nic do gadania.
Martynka była ładną, ciut za pulchną blondynką. Do nauki nie miała głowy, więc edukację skończyła na maturze. Od kilku dni wypoczywała z rodzicami na Mazurach. Niczego sobie nie odnawiali. Tatuś był właścicielem dużej sieci handlowej i chciał wydać Martynkę za kogoś z branży.
Zaraz na drugi dzień, Przemek "zorganizował" żaglówkę i popłynęli we dwoje na Bełdany.
Nie planowała tego, ale oddała mu się już po godzinie. Jak mogła tego nie zrobić, kiedy patrzył na nią z takim uwielbieniem, był taki czuły i opiekuńczy. Zaraz na tej łodzi zaręczyli się i przyrzekli sobie dozgonną miłość. Dowiedziała się, że Przemek jest studentem i za rok będzie magistrem marketingu. Pływali i kochali się na przemian, aż do wieczora. Bardzo głodni przybili do przystani.
Wieczorem opowiedzieli rodzicom o swoich planach. Mama była zachwycona. Tata zdawał sobie sprawę, że z kobietami nie wygra, więc zgodził się. Ślub został zaplanowany na 6-go września.
Wesele, w hotelu warszawskim, przewidziano na około 500 osób. W podróż poślubną pojadą do USA, a potem na Hawaje, tak jak wymarzyła sobie Martyna.
Ojciec Martynki szybko zorientował się, że przyszły zięć jest "gołodupcem", więc dał mu 80 tysięcy na bieżące wydatki i na podróż poślubną. Dni i tygodnie mijały błyskawicznie. Rozesłano zaproszenia. W hotelu zrobiono przedpłatę. Przemka wszędzie było pełną. Nawet przyszły teść zaczął patrzeć na niego łaskawszym okiem.
W czwartek 4-go września Przemek gdzieś się zapodział. Jego telefon milczał. W piątek po południu Martynka dostała SMS-a: Nie czekaj na mnie. Wyparowałem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz