Dowcipy

piątek, 28 lutego 2014

Humoreska 11. Małżaństwo po żydowsku.

                                                                        Miłość, Romantyczny, Panna Młoda                         
     Joachim Deresz, żyd, miał dobrze prosperujący interes, w  okresie międzywojennym w Warszawie. Miał także żonę Deborę i trzy córki: Esterę  (21 lat),  Rachelę (20 lat) i Sarę (19lat). Był pobożnym człowiekiem. Brał aktywny udział w życiu swojej Gminy.
          Miejscowy Rabin zaproponował mu przyjęcie do swojego domu, na pół roku, studenta Jesziwy. W tym czasie Jesziwa była największą na świecie szkołą talmudyczną. Kształciła przyszłych rabinów dla całej światowej diaspory. Deresz chętnie zgodził się na przyjęcie biednego studenta i zapewnił Rabego, że w jego domu niczego mu nie zabraknie.
          Student miał na imię Dawid. Był pobożny, uczynny, nadzwyczaj inteligentny i przystojny. To też cała rodzina bardzo szybko polubiła go. Joachim traktował go jak własnego syna o którym w cichości marzył całe życie. Pół roku szybko minęło i trzeba było się rozstać z Dawidem.
          Po dwóch miesiące od rozstania  Rachela powiedziała matce, że jest w ciąży i z kim. Matka powiedziała ojcu i "zagotowało" się w rodzinie. Joachim Deresz był wściekły na córkę, na żonę, a przede wszystkim na Dawida. Usiadł za biurkiem i wysmarował długi list. Że sprowadził na dom hańbę, że okazał się niewdzięcznikiem, że zachował się jak lis w kurniku itd itp, a na koniec, że jak ma choć trochę ambicji, to powinien się ożenić ze zhańbioną córką.
             Odpowiedź nadeszła błyskawicznie. Dawid przepraszał za zaistniałą sytuację. Stwierdzał, że jest gotów ponieść wszystkie konsekwencję, że poślubi córkę w najszybszym możliwym czasie, że zapewni swojej małżonce szczęśliwe życie itd, itp.
              Było w liście też P.S., o treści: A która z córek jest w ciąży?

             

sobota, 22 lutego 2014

Humoreska 10. Jak Hania została arkuszerką.

 Loving toddler hugging her parent on bed




     Hanka wstała radosna i poszła do łazienki. Był świetlisty, kwietniowy poranek. Śniadanie zjadła w pośpiechu i pobiegła do stajni. Na jej widok Smukła cicho zarżała. Była czteroletnią klaczą czystej krwi arabskiej, maści kasztanowatej. W ich powitaniu było wiele czułości.Taka szczególna więź, harmonia, oparta na wzajemnym zaufaniu człowieka i zwierzęcia dawała Hance poczucie szczęścia.
     Zabrała się do czyszczenia klaczy. Fachowo: od szyi aż po zad, najpierw z lewej strony. Zgrzebłem metalowym, bardzo ostrożnie, potem gumowym i wreszcie szczotką z naturalnego włosia. Na koniec to co najbardziej lubiła - czesanie grzywy i ogona.
     Ubrała bryczesy, zielony kasak ładnie podkreślający jej figurę, eleganckie sztyblety i twarzowy kowbojski kapelusz. Czuła, że ze Smukłą tworzą piękną parę. Była umówiona z Kasią przy przepuście na godz. dziewiątą. Żeby rozgrzać klacz i siebie, najpierw jechała stępa potem równym kłusem.
      Ucieszyła się na widok swojej przyjaciółki. Kasia pięknie prezentowała się na swoim karym wałachu. Też się ucieszyła.
      - Co u Ciebie, świetnie wyglądasz.
      - Wyobraź sobie wczoraj spotkałam Bogusia Lindę, on ma wspaniałego dwuletniego ogiera, nazywa się Brego, przygotowuję go do gonitw na Wrocławskich Partynicach.
      - A ja słyszałam, że Marek Siudym  liczy na sukcesy swojej klacz Tasmanii.
      - W tym roku zapowiada się wyjątkowo wiele imprez jeździeckich, np. Jeździecki Grand Prix Wolnej Polski. Szkoda, że mój mąż nie lubi tego sportu. Uwielbiam patrzeć jak mistrz Polski Marek Lewicki "tańczy" po parkurze.
       - Nasza czołowa amazonka Zuzanna Gowin jest dla mnie niedoścignionym wzorem. I tak, gadu, gadu, a dokąd dziś pojedziemy?
     - Proponuję: groblą przez bagna, potem wzdłuż jeziora, przesieką do gajówki, a potem się rozstaniemy. 
        - Zgoda, a teraz pojedziemy galopem. Popędziły.
        - Stój!!! Hania - tam przy tym rowerze ktoś leży!
        W mgnieniu oka były przy leżącej.
      - O jak to dobrze kobietki, że jesteście. Myślałam, że zdążę dojechać do domu. A to tu mnie dopadło, rodzę. Nie bójcie się kobietki, to mój czwarty poród. Niech  tylko która z was zdejmie jakoś szmatę i złapie w nią Piotrusia. Mamy trzy córki, a to będzie syn. A to się mój chłop ucieszy.
         Hania pierwsza ochłonęła. Zdjęła swój piękny kasak, uklękła przy rodzącej i po chwili trzymała
wrzeszczącego Piotrusia w rękach. Kasia usiłowała dodzwonić się na pogotowie.
         - Nie trzeba kochaniutka, nie trzeba, siadaj na konia i jedź do naszej gajówki, to tylko z 800m, powiesz mojemu co i jak, przyjedzie po mnie samochodem i będzie po krzyku.
          - A... Przypomnij mu żeby zabrał pieluchy!
          - Same kobietki wiecie, że z tymi chłopami to skaranie Boskie.



sobota, 15 lutego 2014

Humoreska 9. Kochane pieniążki.

             



        Rodzina Kowalskich jadła w skupieniu niedzielny obiad. Wrócili z kościoła i na nic szczególnego nie zanosiło się. Kowalski był tokarzem, a jego żona urzędniczką. Dwoje starszych dzieci studiowało, a najmłodsza Jola była w klasie maturalnej. W tej sytuacji żyli raczej skromnie. Na deser był budyń z jagodami. Gdy go kończyli, Jola oświadczyła:
              - Jestem w ciąży.
             Zapanowała cisza. Po chwili zaczęli mówić wszyscy naraz. Ojciec krzyczał: - "Dziwki się dochowałem". Starsza siostra histerycznie wołała: - "Jak ja pokarze się ludziom". Brat ze złośliwą satysfakcją, raz po raz, powtarzał: - "A taką cnotkę udawała".
                Pierwsza ochłonęła Matka: - "Powiedz  dziecko kto ci to zrobił?"
                No właśnie! - powiedział Ojciec. 
                Na to Jola oświadczyła spokojnie: - "Najlepiej jak go sami  zobaczycie."
                - "To dawaj go tu" - powiedział Kowalski.
             Jola wzięła komórkę i wyszła do drugiego pokoju. Po chwili wróciła i powiedziała, że będzie za  pół godziny. Matka sprzątała ze stołu. Ojciec maszerował dużymi krokami po pokoju i gestykulował zaciśniętymi pięściami. Jola z bratem wyszli na balkon.
               Zajechała pod blok taaaka bryka. To on, zapytał braciszek?  On, powiedziała Jola.
             Wszedł, niepozorny człowiek, ale super elegancko ubrany. Siostra Joli oceniła jego zegarek na 50 tysięcy, buty co najmniej na 6 tysięcy.
               Kowalski nie podał mu ręki tylko powiedział: -"Siadaj i mów czy to Ty uwiodłeś mi Jole?"
              - "Tak, nam jest z sobą bardzo dobrze."
              - "Jakie masz plany w stosunku do Joli?"
              - "Małżeństwo nie wchodzi w grę, bo mam żonę i dzieci. Ale Joli nie zostawię."
              - "Co ta ma znaczyć?" - wysyczał ze złością Kowalski.
            - "Wszystko zależy od tego co Joja urodzi. Jeżeli będzie córka, to dostanie dwa hipermarkety,
jeżeli syn to zapiszę mu taką niedużą fabrykę, pracuję w niej około 2500 ludzi. Gdyby urodziły się
bliźnięta, to jak uzgodniliśmy z Jolą, przeleje im na konto po dwa miliony euro.
                 Kowalskim odebrało mowę. Siedzieli jak skamieniali, a gość mówił dalej:
                 - "Może się jednak zdarzyć, że Jola poroni..."
                 Tu nie wytrzymał Kowalski i wykrzyczał: - " To przelecisz Jolę jaszcze raz!"










sobota, 1 lutego 2014

Humoreska 8. Kochani Dziadkowie.

                                                                                         

                 Zadzwonił dzwonek. Dziadek, niby rączy jeleń, podbiegł do drzwi.
                 - No ... choć najmilsza, skarby nasze, jak się masz Zosieńką, nie zmarzłaś?
                 - Witaj Babciu, witaj Dziadku, zdrowi jesteście?
                 - Zdrowi, zdrowi, tak się cieszymy, że nas odwiedziłaś. Babcia to od rana z kuchni nie   
 wychodzi.Wyobraź sobie, że po to kurę na obiad wysłała mnie aż do Nowej Wsi i przykazała,
 abym był przy tym jak jej głowę ucinają. Będzie rosół pycha. I ja się załapię.
              - Nie słuchaj Zosieńko, co ten Dziadek plecie, powiedz mi tylko co byś wolała:makaron czy lane kluseczki? Bardzo jesteś głodna mój skarbie?
               - Babciu!  Oczywiście lane kluseczki. Takich kluseczek jak Twoje to niema na świecie.
               - Co prawda ta prawda, szczególnie gdy gotuję dla Zosieńki.
               - Zosiu nakryj do stołu, bo na Dziadka nie mogę liczyć, jeszcze by co potłukł.
              Przez chwilę jedli w milczeniu. Dziadkowie na wyścigi podsuwali Zosi co najlepsze kąski.    Pięknie pachniał rosół. Mięso było mięciutkie. Wino dziadkowej produkcji miało słodkawy smak.. Potem było ciasto babci w dwu odmianach i pyszne lody.
                - Co u ciebie, jak tam studia?
                - Studia bardzo dobrze, mam inny problem: - Zostawił mnie Piotrek.
                  Zapanowała cisza. W oczach Zosi pokazały się łzy. Babcia przyciągnęła Zosię do siebie 
 i mocno przytuliła. Poczuła ból w sercu. Nie on jeden na świecie - powiedziała. Dziadek zamyślił się, ale tylko na chwilę.
              - Jesteś piękną, zdolną i pracowitą kobietą. Masz wielką przyszłość. A ten Piotruś to mi  nie podobał się od początku. Był taki piękny jak ten polityk Hofman z telewizji. Na takich ludziach lepiej nie budować przyszłości.