Dowcipy

czwartek, 5 marca 2020

Humoreska nr 80 GRZYBOBRANIE I CHMURA



                                        Znalezione obrazy dla zapytania: grzyb prawdziwy


                         GRZYBOBRANIE I CHMURA

            Gdy Jan wyjeżdżał z Piaseczna wschodziło słońce. Był cudowny sierpniowy poranek. Obiecał sobie dużo. Wczoraj powiedziała mu sąsiadka, że na bazarku widziała dużo grzybów. Uśmiechnął się do niej i pomyślał – już ja im jutro pokarze.
           W nocy źle spał, nie mógł doczekać się poranka. Od dziecka lubił zbierać grzyby. W sezonie grzybowym, nawet przy największym nawale pracy zawsze potrafił rzucić wszystko i wyrwać się do lasu. Grzyby, a w szczególności prawdziwki fascynowały go. Bywało, że kiedy zobaczył dorodnego borowika kładł się na brzuchu przed nim, brodę podpierał rękoma i patrzył na niego przez kilka  minut.
          Pojechał w „swoje” lasy za Górę Kalwarię. Samochód zostawił na dzikim parkingu. Prawie biegiem wpadł do lasu. Po kilkunastu krokach doszedł do miejsca gdzie bywały kurki. Było ich mnóstwo. Zbierał je w pośpiechu do momentu, aż pod brzozą zauważył trzy szare kozaki. Nieco dalej, pośród młodych sosen znalazł ładnego prawdziwka. No nie, pomyślał ja tu nie będę tracił czasu, idę w swoje miejsca bo jeszcze ktoś wybierze mi moje prawdziwki.
          Szedł prawie z kilometr, aż do wydm porośniętych rachitycznymi sosnami. Zaczęło się. Oczom nie wierzył. Małe, duże, pojedyncze i po kilka. Wszędzie były prawdziwki i w dodatku wszystkie zdrowe. Były momenty, że nie mógł się zdecydować, które zbierać pierwsze.
         Od ciągłego schylania się zrobiło mu się gorąco chociaż miał na sobie tylko leciutką kurteczkę. Zdjął ją i zauważył, że słońce gdzieś zniknęło, a w lesie zrobiło się duszno. Niewielki koszyk był prawie pełen prawdziwków. Do obejścia miał jeszcze wiele miejsc. Co robić? Do samochodu daleko. Z tyłu usłyszał ludzkie glosy. O nie. Zdjął podkoszulek, u dołu związał go sznurowadłem i w tak powstałą torbę wkładał swoje cuda. Szło mu to dość wolno bo każdego grzyba starannie czyścił.
       Pomyślał o swojej ukochanej żonie Wiktorii. Ona też lubiła zbierać grzyby. Nie mogła z nim jechać bo  opiekuje się wnuczką. A szkoda bo lubił patrzeć jak się cieszy z sukcesów. W myśli już sortował te cuda. Największe ususzy, małe pójdą do octu. A jaka będzie smaczna kolacja. Wiktoria uwielbia prawdziwki na masełku.
      Czas dla Jana zatrzymał się. Szedł zauroczony, krok za krokiem do przodu. W podkoszulku było już z osiem kilo  prawdziwków gdy zagrzmiało. Zatrzymał się. W lesie zrobiło się  mroczno. Od zachodu wypełzła prawie granatowa chmura. Wierzchołki drzew niespokojnie zaszumiały. Po chwili upadły pierwsze krople deszczu. Chmura z każdą chwilą potężniała. Nie było na co czekać.
      Powrót do samochodu z takim bagażem nie był łatwy, tym bardziej, że Jan miał już swoje lata. Pojedyncze krople zamieniły się szybko w ulewę. Chwilami tracił w deszczu orientację. Czuł jak woda spływa mu po plecach, a potem między pośladkami. Nic przyjemnego. Woda była zimna. W butach mu chlupotało. Te półtora kilometra do samochodu było bardzo długie. Gdy otwierał bagażnik dzwonił zębami. Znalazł zapasowe buty usiadł na swoim siedzeniu, zrzucił mokre razem ze skarpetkami. Szczęśliwy, że ma suche nogi dodał gazu i przyjechał do Piaseczna. Przed blokiem, z tryumfalną miną podszedł do bagażnika. Otworzył – grzybów nie było. No tak – zostały na parkingu. O k… zaklął brzydko.
      Usiadł za kierownicę i popędził za Kalwarię. Na parkingu nie było śladu po grzybach, niestety.
       Jak każdy, w takich okolicznościach, Jan szukał winnego. Oczywiście wszystko przez to p….ną chmurę. Wrócił do Piaseczna.
       Z miną skarconego psa poczłapał do domu. Kiedy opowiedział Wiktorii o swojej przygodzie to Ona, w swej dobroci, nie powiedziała ani słowa. Jednak pokiwała tak znacząco głową i tak popatrzyła na niego, że wiedział co myśli.