Dowcipy

środa, 18 grudnia 2019

Humoreska nr 77 PTAKI


                                               

                                         Znalezione obrazy dla zapytania: łabędzie

                                                           P T A K I

          Józef nie słyszał porannej krzątaniny na oddziale  chorób wewnętrznych, ani tego, że jego sąsiad wołał pielęgniarkę, a ona lekarza, zaniepokojony brakiem oddechu u Józefa.
          Józef dokładnie słyszał krakanie stada czarnych ptaków krążących na tle granatowej chmury. Chmura zniknęła, pokazało się słońce, on leżał na pastwisku i widział wysoko nad sobą, prawie nieruchomy punkcik. Ten punkcik śpiewał i to jak śpiewał. Od swojej starszej siostry Tereski wiedział, że to skowronek, że on śpiewa dla swojej żony, która wysiaduje jajeczka w gniazdku wśród traw. Ptaszek zamilkł i jak kamień spadał ku łące, a potem gdzieś się rozpłynął.
          Józek wstał. Jego trzy krowy, które pasał, leżały spokojnie i przeżuwały pokarm. Rozglądał się za gniazdkiem skowronków. Z pastwiska zrobiło się błoto, a z boku leżał śnieg. Wiedział, że wraca ze szkoły. Widział poruszenie na wsi. Gdy ruszył biegam do domu wtedy zauważył bociana na stodole u Dąbrowskich. Był zły. Dąbrowscy to ich sąsiedzi, zawsze na ich stodole były bociany, a u nich nigdy. Tata Józka zrobił podstawę pod gniazdo na swojej stodole, ale nie osiedliły się.
          Józek rozpłakał się. Mama, kochana mama, powiedziała połóż się, usiądę przy tobie. Czuł, że ktoś rytmicznie ugniata mu piersi, coś na w nosie, chcę to wyrwać, ale ręka jest taka ciężka, że nie może jej ruszyć. Mrówka albo pszczoła gryzie go w ramię. W pewnym momencie wyraźnie słyszy wołanie - „ siostro”.
          Znów cisza. Nie, słyszy śmiech Jasia, swojego młodszego brata. Jedzą oni i Tereska wspaniałą zupę wiśniową. Zabielaną śmietaną. Każdy ze swojej miski. Na środku stoi duża micha, a w niej młode kartofle okraszone i przysypane koperkiem do przybierania dla wszystkich. Przez otwarte drzwi na podwórze  wdziera się wrzawa. Wszyscy wybiegają. Na ich trzech wiśniach siedzi chmara szpaków. Błyskawicznie zjadają owoce. Ludzie krzyczą i rzucają czym popadnie. Józek błyskawicznie wdrapuję się na najwyższe drzewo. Okazało się, że te szpaki opanowały całą wieś. Kto ich nie wygonił to stracił wiśnie.
          Jak to jest medytuję Józek: - Piękne ptaki, przylatują wczesną wiosną, ładnie gwiżdżą, nikomu nie przeszkadzają a potem zmieniają się w bandę złodziei.
          Dwa tygodnie temu poślubił swoją ukochaną Jadzie. Siedzą na łódce i łowią płotki. Nieopodal pływa para śnieżnobiałych łabędzi. W pewnej chwili słyszą nad swoimi głowami muzykę skrzydeł łabędzia. Zatacza łuk i z szumem siada na wodzie, jakieś 50 m od pary. Ptaki bacznie obserwują się. Po chwili ten samotny płynie w stronę jednego z nich, może to samica? Drugi z pary wyciąga szyję w stronę napastnika i waląc skrzydłami i nogami o wodę atakuję przybysza. Ten odlatuję. Jadzia śmieje się i mówi: - „Pewnie chciał mu poderwać żonę.”
          Nagle robi się ciemno. Józef czuję rytmiczny ucisk na piersiach i głos ojca: ołł, ołł. Kary zawraca, ojciec trzyma pług. Przybywa kolejna skiba. Józkę drepce bruzdą. Ziemia głaszczę mu bose nogi. Wypatruję pędraków, są takie duże i tłuste. Wypatrują ich także dwie wrony w swoich siwych kamizelkach. Józek patrzy na nie z zachwytem, bez wysiłku podfruwają, zgrabnie chodzą i co chwila zjadają pędraka.
         To już koniec – dobiega go głos lekarza – zabierzcie go stąd. Józef ma ochotę usiąść i ryknąć: - Jaki koniec? Przecież widzę światłość!
         Po chwili siedzi po turecku na wielkiej  płachcie, którą niosą, w stronę światłości, wielkie niezgrabne ptaszyska. Tak to pelikany, widział takie w Rumunii w delcie Dunaju.
          Z oddali dobiega go głos podobny do grzmotu: „To Polak, niech go zaniosą orły, białe orły.” 
         W pierwszą niedzielę po pogrzebie Jadzia napiekła miednicę faworków i poprosiła na podwieczorek swoje liczne przyjaciółki. Opowiadała im kolejny raz jaki to był dobry człowiek ten jej mąż Józiek, dla niej i wszystkich ludzi, jak kochał dzieci i wnuki. Jak zachwycał się ptakami, jak je podglądał i starał się je zrozumieć. Jak ptaki Józiowi się w niespodziewany sposób odwdzięczyły.
         Nawet najstarsi ludzie we wsi  nie słyszeli żeby komuś przy opuszczaniu trumny do grobu zaśpiewał, w pobliskich krzewach, słowik. A Józiowi zaśpiewał.
          Morał z tej opowieści jest taki: Kochaj i podziwiaj małe i duże ptaki.
   

środa, 16 października 2019

Humoreska nr 76 Zosia czy Kasia

         Znalezione obrazy dla zapytania panny        


                                        ZOSIA  CZY  KASIA 
           Była wiosna 1967 roku. Władek miał 26 lat. Po ukończeniu technikum  rolniczego gospodarował na dwunastu morgach ziemi. Miał mądrą i pracowitą matkę i schorowanego ojca. Jego marzeniem było duże gospodarstwo z hodowlą zarodowego bydła. By to marzenie spełnić potrzebował co najmniej 10 hektarów ziemi. Ziemia na mazowieckiej wsi była droga, a kupić nie miał za co. Pozostało mu tylko bogato ożenić się.
         Na wsi było wiele panien, ale tylko dwie widział jako ewentualne żony. Obie znał od dziecka, z obiema tańczył na zabawach strażackich. Wyczuwał, że obie chętnie wyszłyby za niego. Zosia – zgrabna, ładna blondynka, zawsze uśmiechnięta z pewnością byłaby dobrą żoną. Jednak w posagu mogła dostać tylko dwa morgi czyli nieco więcej niż hektar ziemi. Liczyć na to, ze się dorobią i dokupią ziemi to odległa i wątpliwa przyszłość.
        Kasia – przysadzista, piersiasta szatynka o płaskiej twarzy, niezbyt urodziwa, miała tę zaletę, że w posagu otrzyma 7 morgów ziemi, a może i 8. To w kalkulacjach Tadeusza już było coś.
        Pytanie, którą wybrać gnębiło Tadeusza już z półtora roku. Jako człowiek praktyczny, nie bez przyczyny na wsi zwany „ złotą rączką” chciał być przygotowany do małżeństwa pod każdym względem. Dwa lata temu postanowił skorzystać z usług Wichty.
       Wichta była wdową, miała 10 morgów ziemi i gospodarowała na niej razem z bratem i bratową. Miała swój dom. Na wsi było wiadomą, że przyjmuję u siebie, za opłatą, tylko w zbożu, chłopów, a młodzieńców uczy sztuki kochania. Przyjmowała tylko tych, którzy jej się podobali. Np. żaden pryszczaty chłopak nie miał u niej szans. Na wsi ludzie jej się, na ogół bali. Uważana była za wiedźmę lub czarownicę. Uważali, że ma złe oczy i rzuca uroki. Tadeusza nauczyła, że w miłości równie wspaniale jest brać jak i dawać.
       W końcu maja przyszedł list od wuja Stacha, brata ojca Tadeusza, z pod Ciechanowa, z zaproszeniem, dla całej rodziny, na wesele jego córki. Po naradzie rodzinnej, postanowioną, że na wesele pojedzie tylko Tadeusz, ale na kilka dni.
       Na przyjęciu weselnym, wuj Stach, posadził Tadeusza, chyba nie przypadkową, przy pięknej dziewczynie. Miała na imię Dorotka. Szybko dowiedział się, że skończyła technikum ogrodnicze, że ma dwie młodsze siostry i 22 lata. Dowiedział się też, że mają tylko dwa hektary ziemi, ale za to trzy duże szklarnie i jej rodzina uprawia tylko warzywa i kwiaty. Dodała z czarującym uśmiechem, że w okolicy nazywają ich badylarzami.
       Przetańczył z Dorotką cała noc. Dotąd żadna inna dziewczyna niebyła dla niego tak cudowna. W poniedziałek, zgodnie z obietnicą, Dorotka oprowadzała Tadeusza po szklarniach i polach. Kolację jedli w ich, obszernym, piętrowym domu. Najbardziej zdziwiło Tadeusza to, że wszędzie były krany z wodą, nie tak jak u niego, że każdy litr trzeba było wyciągać ze studni.
       Wrócił do Wuja zakochany po uszy i powiedział mu o tym. Stach, znany w okolicy jako dobry kowal i mechanik, umiał nie tylko podkuć konia i naprawić  każdą maszynę, to jeszcze miał mechaniczną młockarnie i młócił zboże w całej okolicy, roześmiał się swoim zaraźliwym uśmiechem i powiedział: - to się żeń.
        A co będzie z posagiem? – zapytał Tadeusz.
       O to się nie martw, to bogaci ludzie. Jeśli oświadczyny zostaną przyjęte, to posag będzie większy niż się spodziewasz. To jak idziemy jutro w rajby?
        Idziemy –  bez chwili namułu powiedział Tadeusz.
       Przyjęła ich rodzina w komplecie. Kiedy Tadeusz, drżącym głosem oświadczył się, przyszły teść powiedział: - Musimy najpierw zapytać się Dorotki, co ona na to? Dorotka wstała, podeszła do Tadeusza, usiadła mu na kolana, objęła za szyje i powiedziała: kocham Go i chcę być Jego żoną.
        Wobec tego – zaczął Teść – na początek postawie wam dużą szklarnie, w której będziecie hodować kwiaty i pomidory. Ty przestaniesz sadzić kartofle i siać żyto, a będziesz uprawiał warzywa. Dorotka doskonale zna się na tym to powie co i jak. O zbyt nie martw się, moja w tym głowa, nieodległa Warszawa zawsze jest głodna.
         Na stole znalazł się szampan. Wszyscy byli szczęśliwi. Tadeusz tulił i całował Dorotkę, ona nie protestowała.
         Gnębiące Tadeusz, od miesięcy, pytanie – Zosia czy Kasia – wyparowało tak szybko jak rosa na trawie w czerwcowy poranek.
            Wesele odbyło się niebawem.
       Po weselu Wuj Stach podśmiewał się z Tadeusza, że tak mu było dobrze z Dorotką, że przez tydzień nie wychodzili z łóżka, a co najwyżej po to żeby zrobić siusiu. 
            Ta historia jest dowodem na to, że byle dziewczę potrafi zmienić sposób myślenia, wydawałoby się rozsądnego chłopa.  
             


       

piątek, 26 lipca 2019

Humoreska nr 75 CIĘŻAR BIUSTU

    
Znalezione obrazy dla zapytania BIUST




                   
          Od zarania ludzkości, normalni osobnicy płci brzydkiej, niezależnie od wieku, lubią patrzeć na piersi tej ładniejszej połowy. Czy tylko lubią? Oni chyba muszą. Pcha ich jakaś, zapewne atawistyczna siła, na logikę nie do pojęcia. Mało tego, że się gapią to każdy najchętniej by się do tych krągłości dobrał, albo chociaż pogłaskał, gdyby wiedział, że ujdzie mu to bezkarnie. Taki przeciętny samiec gdy zobaczy: kasjerkę, urzędniczkę, fryzjerkę, nie mówiąc już o dziewczynie na plaży – najpierw widzi i taksuje jej biust. Nie ważne czy kobieta ma 14 lat, czy 60 lub 70, ważne jak biust wygląda, jak jest schowany, ile można zobaczyć, a ile trzeba się domyśleć.
         Dla zwykłego chłopa mało ważna jest fryzura, krój sukni, buty, liczą się cyce, no jeszcze, w drugiej kolejności,  może nogi i biodra. Owszem ładna twarz, dla niektórych inteligencja, też ma swoją wartość. Znane są nieżadko przypadki, że przystojniak szedł do łóżka ( lub w krzaki) z głupią brzydulą tylko dlatego, że miała duży biust i na czym siedzieć.
         Oczywiście ta piękna połowa ludzkości doskonale wie o tej przypadłości chłopów. Najgłupszej dziewczyny, na dawnej wsi, nie trzeba było uczyć, ona wiedziała instynktownie jak demonstrować biust i poruszać tyłkiem żeby zwabić samca.
        Z tym demonstrowaniem biustu było różnie w historii. W średniowieczu  piękność powinna być blada i paska. Potem przyszła moda na gorsety. Łamano nawet żebra dziewczętom żeby były cieknie w tali. Kobiety przeżywały katusze w tych gorsetach. Można się tylko pocieszyć, że w Europie nie krępowano dziewczynkom nóg tak jak w Chinach.
      Pierwszy biustonosz wyprodukowano w Anglii w roku 1866, a potem były miliony coraz to doskonalszych konstrukcji. Wiek XX przyniósł modę na duży biust, a takie seks bomby jak Gina Lollobrigida, Marilyn Monroe, czy nasza Kalina Jędrusik biły rekordy popularności. Od lat pięćdziesiątych weszło w modę powiększanie biustów. Za optymalny uważa się rozmiar C. Kobietom uprawiającym sport biust najczęściej przeszkadza, ale potrafią sobie z tym poradzić.                                   
       Dzisiejszym paniom, z pierwszych stron kolorowych czasopism, masy mogą wybaczyć brak talentu lub rozumu, ale brak  wielkiego biustu – nigdy. Za przykład niech posłuży znana nasza piosenkarka pani D…  
      Dla przeciętnej kobiety, jednym ze stałych problemów, jest pytanie jak maksymalnie schować piersi, w taki sposób aby je było maksymalnie widać. Oczywiście  wiedzą doskonale jak biust działa na chłopów i tylko udają, że to im
przeszkadza albo jest krępujące. Nawet najwierniejsze żony, łącznie z tymi pobożnymi, w duchu cieszą się gdy podziwiany jest ich biust, a szczególnie gdy amator na niego stara się o względy takiej paniusi.
         Na podstawie tego co dotychczas powiedziano ciężar biustu może być  wielki nie tylko dosłownie, ale także w swej seksownej roli ciąży istotnie na doli i niedoli pań i panów.
         Inż. Jan Kowalski, budowniczy mostów, lat 53, przekonany, że wszystko można zmierzyć lub zważyć, kiedy kolejny raz usłyszał od żony, że znów powiększyły się jej piersi, zdecydował: - Zważymy je dzisiaj, a potem będziemy je ważyć co pół roku.
        - Jakim cudem, ty chyba oszalałeś chcesz mi uciąć cycki? – Wykrzyczała Kasia, żona Jana.
        - Ależ skąd, moja droga, uwielbiam twoje, jak mówisz cycki, mógłbym je pieścić godzinami, jak dobrze wiesz i nie skrzywdził bym je za żadne pieniądze. Kiedy braliśmy ślub ważyłaś 56 kg, dziś masz 68 i cieszę się gdy mówisz, że wszystko idzie w biust. Już się biorę do roboty.
           Poszedł Jan do łazienki, w brodziku pod prysznicowym ustawił taboret, na nim płaską wagę, na wadze niedużą, ale głęboką miskę i wypełnił ją po brzegi wodą. Zapisał ciężar miski z wodą. Zawołał Kasię. –„ Ściągaj łachy i  zanurz lewy cyc.”  Kasia posłusznie zrobiła to co jej kazał. Woda z miski się  wylała. Jan tryumfalnie ogłosił: - Twój lewy cyc warzy 93 deko, całkiem dobrze.
         Kasia zadowolona, a nawet szczęśliwa powiedziała: - Wiesz co Jasiu, opowiem o tym naszym eksperymencie Helence, tej którą  nazywasz fałszywą przyjaciółką. Będę namawiała ją na ten eksperyment. Chcę zobaczyć jej minę, bo ona ma piersi wielkości sadzonych jajek.

wtorek, 16 lipca 2019

Humoreska nr 74 UDANA WYCIECZKA


                              Znalezione obrazy dla zapytania statek pasażerski sovereign


        -„ Porozmawiam z kelnerami.” – Powiedział Julek kiedy wychodzili z obszernej jadalni po wytwornym i smakowitym obiedzie.
        - „Ciekawe po jakiemu?” – Zapytała jego żona Weronika.
      On, niezrażony, podszedł do wyjścia, gdzie stało dwóch facetów w pięknych uniformach, gotowych podprowadzić przybywających do wolnego stołu lub służyć w inny sposób. Podniósł palec do góry, żeby zwrócili na niego uwagę. Pogłaskał się po brzuchu i podniesioną ręką na wysokość nosa wykonał poziomy ruch. Zrozumieli natychmiast, że obiad był dobry i obfity. Zaśmiewali się i Juleczek też.
       To był trzeci dzień wycieczki, naszych bohaterów, statkiem Sovereing po morzu Śródziemnym. Zdążyli już zapoznać się z jego 14-stoma pokładami. Wiedzieli gdzie są: bary, restauracje, dancingi, teatr, biblioteka, baseny i inne wspaniałości. Byli zachwyceni: luksusem, wspaniałą obsługą, dostępnym o każdej porze smacznym jedzeniem, wielkim wyborem drinków i nieskazitelną czystością.
       Dodatkową radością dla nich było to, że zaprzyjaźnili się z bardzo miłą i inteligentną rodziną na którą składało się: starsi państwo, ich córka i zięć oraz wnuk Kuba. Razem jedli posiłki, pili kawę, koktajle i drinki. Julek  opowiadał towarzystwu niezliczoną ilość dowcipów, więc atmosfera była mila i wesoła.
       Z założenia statek pływał nocą, a w dzień stał w porcie w kolejnych miastach. W taki sposób zwiedzili: Barcelonę, Neapol, Pompeje, Nicee, Rzym, Pizę i Monako.  Weronika zachwycała się: błękitem morza, architekturą, zabytkami, niewyobrażalnym bogactwem i egzotyczną przyrodą.  Przy każdej okazji powtarzała, że zobaczyć w oryginale to nie to samo co na zdjęciach, a inni jej wtórowali.
      Na Julku największe wrażenie zrobił FORUM ROMANUM. W szkole średniej uczyli go łaciny, więc od razu nucił: -„Gałdeamus igitur…”.potem recytował-„Aurea prima sata est etas…” czyli – Złoty był ów pierwszy wiek… (Owidiusza), co nie wzbudziło wśród słuchających zachwytu. Za to zyskał uznanie gdy zacytował –„ Inter pedes puellarum est voluptas puerorum.” A przetłumaczył to tak:- „Przyjemność chłopców znajduje się między nogami dziewcząt.”
      Julek od zawsze lubił żartować i zaskakiwać znajomych i nieznajomych. Czekając na autobus podszedł do pary wycieczkowiczów i zaczął grzecznie: Przepraszam panią, czy mogę o coś zapytać? Proszę – odpowiedziała. – Proszę Pani czy ja jestem pierwszy, który zauważył, że Pani jest piękną kobietą? Nie – odpowiedziała z uśmiechem, przed panem był mój mąż. Na to Włodziu: -No tak, od razu wydał mi się niezwykle bystry. Zrobiło się miło, a ten Pan w następne dni kłaniał się z daleka Julkowi.
       Wszyscy zachwycali się bogactwem i przepychem kasyna gry w Monte Carlo. W porcie stały niezliczone, ogromne jachty, a na ulicach wypasione limuzyny. Bogactwo wychodziło z każdego miejsca. Dochodziła 12-sta, więc wycieczka miała okazję zobaczyć zmianę warty przed zamkiem Książąt. Nadeszła orkiestra z całą armią Księstwa, uzbrojona (po zęby) w archaiczne karabiny, razem (liczyłem) 21 chłopa.
       Całe towarzystwo stało na pokładzie gdy statek wypływał z portu. Minął falochrony i skierował się na północ. Ola, piękna kobieta, po trzydziestce sądząc po wzroście jej syna, a wyglądająca jak przerośnięta maturzystka, prawie wrzasnęła: - „Popatrzcie jaki cudowny zachód słońca.” Wtedy Julek zaczął deklamować:
                    „ Słońce ostatnich kresów nieba dochodziło,
                      Mniej silnie, ale szerzej niż we dnie świeciło,
                      Całe zaczerwienione, jak zdrowe oblicze
                     Gospodarza…”
      Przerwała mu Matka Oli: - „Pan Tadeusz, księga 1, Gospodarstwo. Zawsze  uwielbiałam i uwielbiam taką poezję.” - Miło być w towarzystwie o podobnych zainteresowaniach – wtrącił Julek.
      „ Szkoda tylko, że już jutro nasza przygoda kończy się.” – Zauważył Ojciec Oli.
      „ A ja jestem szczęśliwa, tyle zobaczyłam, tyle przeżyłam, takie luksusy i w dodatku wspaniałe towarzystwo. Jako wegetarianka nie miałam żadnych trudności w doborze moich ulubionych smakołyków. Jestem bardzo wdzięczna mojemu mężowi za znalezienie tej wycieczki.”  Powiedziała, swoim miłym głosem Weronika.
      Największy gaduła Julek nie wytrzymał i oznajmił: - „Bogactwo, zabytki, historia, luksus niby wspaniałe jedzenie, ale schabowego z kapustą nie było.
                                                                                                                                               lipiec 2019r.





         

niedziela, 2 czerwca 2019

Humoreska nr 73 OKNO BEZ HACZYKA

Znalezione obrazy dla zapytania rodzaje okien


              - Ty oczywiście nie pamiętasz, że za tydzień, w środę, będzie nasza sześćdziesiąta rocznica ślubu.
          - Od tego jesteś Ty, masz dobrą pamięć szczególnie do niepotrzebnych rzeczy, a już o swoich rzekomych krzywdach to nigdy nie zapomnisz.
      -  Wiesz co Ci powiem Stary – Ty już zupełnie stetryczałeś, zawsze byłeś marudny, ale ostatnio jesteś nie do wytrzymania. To co będzie z tą rocznicą?
       -  Uczcimy ją minutą ciszy!
      -  Wstydził byś się chrzanić takie farmazony. Jak zwykle wszystko na mojej głowie. Spodziewałam się tego po Tobie. Rozmawiałam z Kasią. Na jedynej mojej córuni zawsze mogę polegać. Ty oczywiście nie wiesz ile osób ma nasza rodzina, to ja Ci wyliczę: chyba jeszcze pamiętasz, że mamy dwóch synów i Kasię, ich małżonkowie i siedmioro wnucząt to 13 osób. Dodać trzeba te troje cudownych prawnucząt i nas dwoje to razem 18.
       -  Nie będę sobie urabiała rąk, a do tego u nas byłaby wielka ciasnota. Oczywiście żadna synowa nie pali się do robienia imprezy u siebie. Twoja duma, najstarszy syn Jacek, załatwi co trzeba w restauracji „Siwy dym”. Mam trochę grosza, więc pomyślałam, że raz na 60 lat stać nas na taki wyskok. Wnuki i prawnuki będą lepiej nas pamiętały. 
         - To powiadasz, że to już 60 lat? Boże kiedy to minęło? Nic tak dobrze nie pamiętam jak to kiedy wchodziłem do Twojego pokoju, w nocy gdy wszyscy spali, przez okno. Okno nie miało haczyka, wystarczyło je lekko podważyć i już było otwarte. Ty udawałaś, że śpisz. Dopiero gdy byłem u Ciebie pod pierzyną dziwiłaś się skąd ja tu jestem. Pomyśleć, gdyby nie brak haczyka, a potem Twoja ciąża, to byś była dziś starą panną.
       - Widzicie go ludzie jaki mądrala się znalazł. Wszyscy kawalerzy we wsi za mną latali, a najwięcej Józek Rochna. I nie był gołodupiec taki jak Ty. Miał 15 ha dobrej ziemi, to było coś. Wyszłam za Ciebie bo byłam zakochana i w ciąży, a ponadto chciałam mieszkać w mieście. Myślałam, że tam będzie raj. Pamiętasz, mieszkaliśmy w takiej wynajętej klitce. Ja opiekowałam się Jackiem, a Ty zarabiałeś grosze. Gdyby mi Matka nie przywoziła jedzenia to byśmy głodowali.
       - Nie było tak źle, przecież zarabiałem dobre pieniądze.
    - Mój drogi, gdybym nie zmusiła Cię do skończenia kursu spawania w osłonie argonu, a potem zrobienia matury to byś do końca życia był zwykłym robolem. To dzięki mnie zostałeś kierownikiem spawalni w „Metalowcu” i zyskałeś szacunek u ludzi.
      -  Ja Ci nie wypominam, że bawiłem dzieci gdy Ty studiowałaś na WSP.
      - Ale dzięki temu zostałam kierowniczka przedszkola i wtedy skończyła się bieda. Stać nas było na dużego fiata. A Ty pękałeś z dumy gdy pojechaliśmy na wieś samochodem.
      - Bo było z czego. Ja pierwszy z całej wsi miałem samochód, a Ty o niczym innym nie myślałaś tylko o strojach. Ciekawe dla kogoś się tak stroiłaś? Ilu miałaś kochanków?
      - Nie wiedziałeś, nie wiesz i nigdy się nie dowiesz. Mówisz, że ja się stroiłam, ale byłam damą i ludzie oglądali się za mną. A Ty miałeś kochanki? Na pewno nie, bo ja bym to wywęszyła. Owszem lubiłeś gapić się na cycki i do dzisiaj Ci  to pozostało, chociaż nie wiem już po co. Było minęło, ważne, że nasze dzieci wyszły na ludzi, pokończyły studia.       
     - Najwięcej martwiłam się o Marcina. Zawsze był safandułą, taki jak Ty,  był moment, że myślałam – skończy jak alkoholik. Chyba odziedziczył te skłonności po moim Dziadku. Na szczęście znalazł to Helusie, a właściwie to ona go znalazła i zaprowadziła do ołtarza. Nieraz dziwię się jak taka mała kobietka potrafi ujarzmić takiego wielkiego chłopa. Widzę, że ten Marcin nie puści bąka jak mu Helusia nie pozwoli.
      - Dzieci, wnuki, to teraz nie moje zmartwienie. Martwię się o Ciebie. Skończyłeś Stachu 83 lata i z każdym tygodniem jest co raz gorzej. Nic nie pamiętasz, o wszystkim zapominasz. Jak w zeszłym tygodniu posłałam Cię po zakupy, oczywiście z kartką gdzie było wypisane co i ile masz kupić, to Ty wróciłeś po godzinie z tryumfalną miną i oświadczyłeś mi, że odbyłeś taki spacer jak Ci nakazałam. Po zakupy poszłam sama.
       - Ale Twoje okno bez haczyka pamiętam bardzo dobrze. Pamiętam jak się tuliłaś. Pamiętam waszego duże psa, miał na imię Burek, na wszystkich szczekał, a mię lizał po rękach. Pamiętam jak obroniłem Cię gdy Twój Ojciec chciał Cię uderzyć, gdy powiedziałaś Mu, że jesteś w ciąży. Pamiętam jak na naszym weselu poszliśmy, w nocy, na strych, pokochać się i zaraz na wstępie zarwało się łóżko bo Twój braciszek ze swoimi kumplami podminowali je. Jak ryczeli ze śmiech, w drugim końcu strychu, gdy zrobił się rumor.
       - No dobrze już dobrze, mój bohaterze, a czy pamiętasz jak ma na imię nasza najmłodsza prawnuczka?
       - Oczywiście – Kasia!
       - Mój drogi, Kasia to Twoja córka, a ta cudowna kruszynka to Zosia.
     - Jutro pójdziemy kupić Ci koszulę i krawat, żebyś wyglądał przyzwoicie na tej naszej   uroczystości. Pójdziesz też do fryzjera, chyba trafisz?
       - Oczywiście, że trafię.
       - Na dziś starczy tego gadania, szykuj się do spania, a ja trochę posprzątam.
                                                    …………………………
       - Stasiu, a lekarstwa wziąłeś?
       - Wziąłem.
       - Stasiu, a drzwi zamknąłeś?
       - Zamknąłem.
       -Stasiu, a zęby umyłeś?
       - Umyłem i Twoje też…
                                                                                                   
                                    

wtorek, 19 marca 2019

Humoreska nr. 72 Niemożliwe, a jednak...


Znalezione obrazy dla zapytania alkoholicy w karykaturze
         
                  
     Pierwsze co zauważył, jak wracała mu świadomość,  to to, że nie jest w swoim łóżku, a na tapczanie i nie w piżamie  tylko w podkoszulku i w majtkach. Potem poczuł ogromny ból w głowie i ogień w żołądku. Słyszał jak Jadzia rozmawia z Kasią w jej pokoju.   
         Przemknął, na chwiejnych nogach do kuchni i w lodówce znalazł maślankę. Wypił z pół litra. Prędko znalazł się w łazience. Po ogoleniu wszedł pod prysznic. Gdy polewał głowę, raz zimną, raz ciepłą wodą to czuł, że mniej go boli. Stał tam bardzo długo i rozmyślał o wczorajszym dniu i o tym jaki mu da wycisk Jadzia.
         A wszystko zaczęło się tak przyjemnie. Właśnie zbierał się do domu, a był to piątek, więc myślał o wyjeździe na biwak ze swoją ukochaną córunią Kasią i żoną Jadzią. Wtedy zadzwonił wewnętrzny telefon i sekretarka powiedziała mu, że ma natychmiast stawić się u Szefa. Przy wejściu spotkał swojego przyjaciela Waldka, który rozpromieniony, zrobił do niego oko.
        Szef powiedział, że wszystko idzie dobrze, więc daje mu dodatkową premię. Nieco zaskoczony Adam wziął kopertę, podziękował i wyszedł. Za drzwiami czekał Waldek. Ile dostałeś? Zapytał. Adam zajrzał do koperty. Było 7 stów. Ja też tyle, nie majątek ale na drodze nie leży. To trzeba uczcić – zawyrokował.
        Wstąpili do pobliskiej restauracji. Najpierw był śledzik i setka. Kelner powiedział, że mają dobre flaczki. Czemu nie i po setce. Doszli do wniosku, że trzeba zjeść coś konkretnego. Zamówili golonkę, była pyszna, szczególnie z „żytniówką”, której zarządzili pół litra. Wspaniale się rozmawiało z przyjacielem. Nie wiadomo kiedy zrobiło się ciemno.
       Ostatnią rzecz jako mógł sobie przypomnieć Adam, z wczorajszego dnia, to był moment gdy Waldek podprowadził go pod drzwi jego mieszkania.
       Nie będę stał wiecznie pod tym prysznicem, pomyślał. Niech Jadzia obedrze mnie ze skóry, bo na to zasłużyłem. I wyszedł gotowy na najgorsze.
       Jadzia przywitała go promiennym uśmiechem i powiedziała.
       - Siadaj Adasiu do stołu, przygotowałam Ci jajka sadzone, które tak lubisz i kakao.
       Ledwie usiadł przybiegła do niego 6-cio letnia Kasia, przytuliła się, pogłaskała Go po policzku i powiedziała: - „Tatuś jest chory.” Rozczulił się. Popatrzył na ciągle uśmiechającą się żonę i zdziwiony zapytał:
       - Nie krzyczysz na mnie?
       - Nie mam powodu. Kiedy wczoraj zwaliłeś się na tapczan i Cię rozbierałam to Ty wrzeszczałeś na cały blok: -„ Zostaw mnie dziwko, przestań, ja nigdy swojej kochanej Jadziuni nie zdradziłem i nie zdradzę.”