Złote gody Grabowskich były
piękne, huczne i wystawne. Jubilatka dostała 50 purpurowych róż od męża i wiele
cudnych kwiatów od gości. Do wytwornej restauracji zaproszono 38 osób. Były
przemówienia Jubilata, Jubilatki i kilku gości. Wszystkie dotyczyły udanego i
szczęśliwego małżeństwa.
Franciszek Grabowski urodził się w 1941 roku w małym
miasteczku w kolejarskiej, wielodzietnej rodzinie. Już w szkole średniej
zainteresował się tenisem stołowym. Był wyjątkowo sprawny fizycznie toteż
odnosił sukcesy w tenisie. Dostał stypendium co pozwoliło mu ukończyć szkołę średnią.
Będąc zawodnikiem drugiej ligi, bez problemu został przyjęty na studia. Skończył
psychologię na Uniwersytecie Warszawskim. Podjął pracę w prowincjonalnej Wyższej Szkole
Pedagogicznej. Zdolny, pracowity i ambitny szybko zrobił doktorat, potem
habilitację i w 42 roku życia został mianowany profesorem.
Zaraz po studiach
ożenił się z piękną Halinką, pielęgniarką. W cztery miesiące po ślubie urodziła
mu córkę Urszulkę. Ciągle grał w tenisa, ale już nie jako zawodnik tylko dla
przyjemności. Z czasem stał się trenerem, a potem kierownikiem sekcji tenisowej
na Uczelni.
Od zawsze miał słabość do kobiet. Okazji było wiele. A to
asystentka, a to kierowniczka dziekanatu lub rozwiedziona doktorantka. W latach
siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, na WSP,
były utworzone trzyletnie studia zaoczne dla czynnych nauczycieli. Zdać
egzamin z psychologii u docenta, a potem u profesora Grabowskiego nie było łatwo, szczególnie ładnym
kobietom. Tajemnicą „pony szynela” było, że docent chętnie zalicza psychologię
i nauczycielki.
Zapracowany Franek rzadko miał czas dla żony i córki. Halinka
nie była idiotką i oczywiście wiedziała lub domyślała się co wyczynia jej
małżonek. Przez te wszystkie lata miała nawet kilka telefonów od „życzliwych
przyjaciółek”, które gotowe były udzielić Jej szczegółowych informacji o
zdradach męża. Nigdy z nich nie korzystała. Nigdy też nie zdradziła się jednym
słowem przed swoim Franiem, że cokolwiek wie lub się domyśla.
W rodzinie
panował ład i porządek. Obowiązki były podzielone. Franek, jak był w domu,
chętnie zmywał naczynia, odkurzał, sprzątał i opłacał wszystkie świadczenia.
Woził, prawie zawsze, Halinkę samochodem gdzie tylko chciała. Dorastająca
Urszulka, studentka, domyślała się lub dowiadywała o wyczynach Tatusia. Próbowała na ten temat
porozmawiać z Mamusią. Ta jednak stwierdziła kategorycznie, że to jest sprawa
między rodzicami i Jej nic do tego.
Na drugi dzień po, uroczystościach jubileuszowych,
do Babci Halinki przyszła Urszulka ze swoimi córkami – Kasią i Moniką.
Oczywiście Halinka była bezgranicznie szczęśliwa gdy ściskała swoje ukochane,
cudowne wnuczki. Kiedy było już po uściskach, po opowieściach o udanej
wczorajszej imprezie Urszulka zapytała: - Powiedz mi Mamo jak Ty, przez te
wszystkie lata, mogłaś tolerować takie wybryki Ojca?
Moja Urszulko, czy Ty
myślisz, że poza awanturami i ogólnym piekłem w domu, by się coś zmieniło? Mnie
było ostatecznie wszystko jedno czy On gra w tenisa czy w penisa – powiedziała
Halinka.