ZOSIA
CZY KASIA ?
Była wiosna 1967 roku. Władek miał
26 lat. Po ukończeniu technikum
rolniczego gospodarował na dwunastu morgach ziemi. Miał mądrą i
pracowitą matkę i schorowanego ojca. Jego marzeniem było duże gospodarstwo z
hodowlą zarodowego bydła. By to marzenie spełnić potrzebował co najmniej 10
hektarów ziemi. Ziemia na mazowieckiej wsi była droga, a kupić nie miał za co.
Pozostało mu tylko bogato ożenić się.
Na wsi było wiele panien, ale tylko dwie
widział jako ewentualne żony. Obie znał od dziecka, z obiema tańczył na
zabawach strażackich. Wyczuwał, że obie chętnie wyszłyby za niego. Zosia –
zgrabna, ładna blondynka, zawsze uśmiechnięta z pewnością byłaby dobrą żoną.
Jednak w posagu mogła dostać tylko dwie morgi czyli nieco więcej niż hektar
ziemi. Liczyć na to, ze się dorobią i dokupią ziemi to odległa i wątpliwa
przyszłość.
Kasia – przysadzista, piersiasta
szatynka o płaskiej twarzy, niezbyt urodziwa, miała tę zaletę, że w posagu
otrzyma 7 morgów ziemi, a może i 8. To w kalkulacjach Tadeusza już było coś.
Pytanie, którą wybrać gnębiło Tadeusza
już z półtora roku. Jako człowiek praktyczny, nie bez przyczyny na wsi zwany „
złotą rączką” chciał być przygotowany do małżeństwa pod każdym względem. Dwa
lata temu postanowił skorzystać z usług Wichty.
Wichta była wdową, miała 10 morgów ziemi
i gospodarowała na niej razem z bratem i bratową. Miała swój dom. Na wsi było
wiadomo, że przyjmuje u siebie, za opłatą tylko w zbożu, chłopów, a młodzieńców
uczy sztuki kochania. Przyjmowała tylko tych, którzy jej się podobali. Np.
żaden pryszczaty chłopak nie miał u niej szans. Na wsi ludzie jej się, na ogół
bali. Uważana była za wiedźmę lub czarownicę. Uważali, że ma złe oczy i rzuca
uroki. Tadeusza nauczyła, że w miłości równie wspaniale jest brać jak i dawać.
W końcu maja przyszedł list od wuja
Stacha, brata ojca Tadeusza, z pod Ciechanowa, z zaproszeniem, dla całej
rodziny, na wesele jego córki. Po naradzie rodzinnej, postanowiono, że na
wesele pojedzie tylko Tadeusz, ale na kilka dni.
Na przyjęciu weselnym, wuj Stach,
posadził Tadeusza, chyba nie przypadkowo, przy pięknej dziewczynie. Miała na
imię Dorotka. Szybko dowiedział się, że skończyła technikum ogrodnicze, że ma
dwie młodsze siostry i 22 lata. Dowiedział się też, że mają tylko dwa hektary
ziemi, ale za to trzy duże szklarnie i jej rodzina uprawia tylko warzywa i
kwiaty. Dodała z czarującym uśmiechem, że w okolicy nazywają ich badylarzami.
Przetańczył z Dorotką cała noc. Dotąd
żadna inna dziewczyna niebyła dla niego tak cudowna. W poniedziałek, zgodnie z
obietnicą, Dorotka oprowadzała Tadeusza po szklarniach i polach. Kolację jedli
w ich, obszernym, piętrowym domu. Najbardziej zdziwiło Tadeusza to, że wszędzie
były krany z wodą, nie tak jak u niego, że każdy litr trzeba było wyciągać ze
studni.
Wrócił do Wuja zakochany po uszy i
powiedział mu o tym. Stach, znany w okolicy jako dobry kowal i mechanik, umiał
nie tylko podkuć konia i naprawić każdą
maszynę, to jeszcze miał mechaniczną młockarnię i młócił zboże w całej okolicy,
roześmiał się swoim zaraźliwym uśmiechem i powiedział: - to się żeń.
A co będzie z posagiem? – zapytał
Tadeusz.
O to się nie martw, to bogaci ludzie.
Jeśli oświadczyny zostaną przyjęte, to posag będzie większy niż się spodziewasz.
To jak idziemy jutro w rajby?
Idziemy –
bez chwili namysłu powiedział Tadeusz.
Przyjęła ich rodzina w komplecie. Kiedy
Tadeusz, drżącym głosem oświadczył się, przyszły teść powiedział: - Musimy
najpierw zapytać się Dorotki, co ona na to? Dorotka wstała, podeszła do
Tadeusza, usiadła mu na kolana, objęła za szyje i powiedziała: kocham Go i chcę
być Jego żoną.
Wobec tego – zaczął Teść – na początek
postawię wam dużą szklarnię, w której będziecie hodować kwiaty i pomidory. Ty przestaniesz
sadzić kartofle i siać żyto, a będziesz uprawiał warzywa. Dorotka doskonale zna
się na tym, to powie co i jak. O zbyt nie martw się, moja w tym głowa,
nieodległa Warszawa zawsze jest głodna.
Na stole znalazł się szampan. Wszyscy
byli szczęśliwi. Tadeusz tulił i całował Dorotkę, ona nie protestowała.
Gnębiące Tadeusza, od miesięcy,
pytanie – Zosia czy Kasia – wyparowało tak szybko jak rosa na trawie w
czerwcowy poranek.
Wesele odbyło się niebawem.
Po weselu Wuj Stach podśmiewał się z
Tadeusza, że tak mu było dobrze z Dorotką, że przez tydzień nie wychodzili z
łóżka, a co najwyżej po to żeby zrobić siusiu.
Z tej historii wynikają dwa morały:
1. Gdy chłop się zakocha, to nawet
niepozorne dziewczę potrafi przewrócić mu w głowie.
2. Teorię, że kobiety to słabe i
bezbronne istoty, należy między bajki włożyć.
Październik 2019r.