Dowcipy

piątek, 6 lipca 2018

HUMORESKA nr 67 KOZI AMANT


                                                                                Znalezione obrazy dla zapytania kozy hodowla                                                                                                           

    W mazowieckiej wsi Zalesie mieszkał Mieczysław Wasiek. Miał posturę osiłka i 24 lata. Edukację zakończył na ósmej klasie miejscowej szkoły. Zajęło mu to aż 11 lat, bo pani nauczycielka "uwzięła" się na niego i biedak musiał powtarzać piątą, szóstą i  ósmą klasę. Jak z tego wynika uczonym to on nie był, ale gadać potrafił za dwóch, szczególnie pod wiejskim sklepem przy piwie.
     Wszystkim, którzy chcieli go słuchać, najchętniej opowiadał o swoich sukcesach miłosnych. Według jego opowieści prawie wszystkie panny we wsi już przeleciał, a ponadto wiele z okolicy. Żeby być bardziej wiarygodnym wymieniał z imienia i nazwiska rzekomo te uwiedzione. We wsi aż wrzało od plotek. Te uwiedzione lub nie, były wściekłe na niego.
     Młodszym i naiwnym tłumaczył, że przespać się z dziewczyną to dla niego "małe piwo". Wystarczy, że powie takiej, że jest ładna, że ją kocha i że się z nią ożeni. A potem może już robić z nią wszystko to na co ma ochotę.
    Odważnym to on nie był. Często wdawał się w bijatyki, ale zawsze ze słabszymi i wtedy był okrutny. Silniejszych, lub dwóch omijał z daleka albo płaszczył się przed nimi. Gdy był podpity, a często mu się to zdarzało, chętnie pokrzykiwał: "Baby są głupie i nie ma na to rady."
     W pełni lata, na wiejskiej dyskotece, Mieciu wystartował do Kasi. Kasia miała opinie "twierdzy nie do zdobycia". Była piękną dziewczyną, miała 19 lat, skończyła technikum rolnicze. Jeździła samochodem i traktorem. Wraz z rodzicami zajmowała się  hodowlą kóz. Mieli ich ponad trzydzieści. Zbyt na mleko i twarogi, który sami wyrabiali, był duży. 5 do 10-ciu zł. za litr mleka zapewniał rodzinie przyzwoitą egzystencję. Dopłata z Unii w wysokości 15 euro od sztyki też nie była bez znaczenia.
     Po zabawie Mieciu odprowadzał Kasie do domu, plótł jej swoje farmazony i próbował dobierać się do niej. Nie pozwoliła mu nawet dotknąć się. Pod swoim domem powiedziała mu, że jutro będzie czekała na niego, o czwartej po południu, przy polnej gruszy na jej polu. Jak chcesz to przyjdź i zamknęła mu drzwi przed nosem.
     O swoim planie na randkę powiadomiła koleżanki: Zosię i Wandzię, rzekome ofiary amanta Miecia. Zgodziły się chętnie. Już o w pół do czwartej były pod gruszą wraz z kozą, którą przywiązały do drzewa, a same ukryły się za krzakiem kaliny i czekały.
     Jeszcze przed czwartą Mieciu dziarsko maszerował polną  dróżką. Doszedł do gruszy, zdziwił się widokiem kozy, a ta pięknie przywitała go swoim mmeee... Czekał.
     Po pewnym czasie wyszły dziewczyny z za kaliny. Kasia zawołała:   "Na co czekasz, bierz się za kozę." Zaś Zosia podpowiadała mu: "Dalej do roboty, jest najpiękniejsza w stadzie i ma na imię Róża.
     Wanda prawie krzyczała: "Powiedz jej, że ją kochasz i że się z nią ożenisz to ci sama nadstawi co trzeba."
      On stał czerwony jak burak z zaciśniętymi pięściami. One chichotały, a w przerwie pokrzykiwały: "No rusz się palancie itp..."
      Po pewnym czasie podszedł do dziewczyn i wysyczał: "Ja wam france nogi z dupy powyrywam."
      Na to Kasia: "Ty tchórzu tylko spróbuj, a my już obijemy Ci tą głupawą mordę. Pamiętamy jak uciekałeś przed Andrzejem chociaż jest o głowę niższy od ciebie.
     - " Bo to bokser" - odkrzyknął Mieciu.
     Tak, tak - odpowiedziały mu dziewczyny, ty jesteś chojrak tylko względem słabszych. Tchórz!
     Ze zwieszoną głową pomaszerował Mieciu do wsi. Dziewczęta tryumfowały.
      Nie minęło kilka godzin, a cała wieś wiedziała, że słynny amant Mieciu posiadł kozę. Wszyscy z niego drwili. Nawet dzieci, jeśli były w odpowiedniej odległości wołały za Mieciem: "Kozioł, Cap", albo "Kiedy wesele z kozo."
      Od tego czasu nasz bohater jakby zapadł się pod ziemnie. Unika ludzi. Nikt też już nie usłyszał od Miecia, że baby są głupie.