Dowcipy

niedziela, 20 marca 2022

Humoreska nr. 106 GATA

   

               

               

                                                         G A F A    

          Misia i Jurek poznali się i pokochali na studiach. Po uzyskaniu dyplomów w !961 roku pobrali się. Na skromnym weselu wuj Misi podarował im znaczną sumę pieniędzy stawiając jednocześnie warunek, że te pieniądze mają wydać na wycieczkę w Tatry. Sam był entuzjastą gór i co roku tam jeździł. Poradził im żeby zamieszkali w schronisku na Hali Kondratowej. Pojechali.

        Żadne z nich wcześniej nie było w Zakopanym, więc wszystko było dla nich nowe. Polecone Schronisko okazało się wielkim drewnianym budynkiem. Na parterze była kuchnia, jadalnia i pomieszczenia gospodarcze. Pietro zajmowało mniejsze i większe pokoje dla gości. Ogromny strych był wyłożony materacami i tam spali, w swoich śpiworach, niezamożni goście, Misia i Jurek też. Woda była doprowadzona ze strumienia, której ujęcie znajdowało się dwadzieścia metrów powyżej Schroniska. Rurą, pod wpływem grawitacji była rozprowadzona po całym budynku. Ubikacji nie było. Za to kilkanaście metrów od schodów, pośród pięknych świerków stała drewniana wygódka. Składała się z trzech kabin. Do każdej prowadziły drzwi, oczywiście z pięknie wyciętym serduszkiem i dwoma haczykami z zewnątrz i wewnątrz.

       Te wszystkie szczegóły budowli obejrzał Jurek zaraz pierwszego dnia jako świeżo upieczony inżynier budownictwa.

       Drugiego dnia  przy obiedzie do ich stolika dosiadło się małżeństwo. Gabriela i Maciej byli rok po ślubie, też po studiach. Od razu małżeństwa przypadły sobie do gustu. Ponieważ tamci byli tu już od tygodnia udzielali naszym bohaterom rad jak i gdzie się wybrać. Od tego czasu  często się spotykali lub chodzili na wspólne wycieczki. Szczególnie Gabrysia okazała się miłą i uczynną osobą.

       Piątego dnia pobytu, po południu  Misia z Jurkiem wybrali się na Kasprowy Wierch. W drodze powrotnej Jurek poczuł rewolucję w brzuchu. Kiedy byli ze sto metrów od Schroniska, powiedział do Misi: idź powoli bo ja muszę biec do wygódki. W biegu rozpiął spodnie i trzymał je w ręce. Dwie wygódki były otwarte, a trzecia była zamknięta na haczyk. Podciął go i tyłem wskoczył. Poczuł kogoś pod sobą i jednocześnie usłyszał krzyk. Zerwał się jak oparzony. Okazało się, że tam siedziała Gabrysia. Przeprosinom nie było końca. Wszystkiemu był winien Maciek. Miał za zadanie pilnować żeby Gabrysi nikt nie przeszkodził. Znudziło  mu się czekanie, zamkną żonę na haczyk i poszedł kilka kroków dalej, między świerki, oglądać zachód słońca. 

       Nadeszła Misia, gdy opowiedziano jej co się stało, powiedziała do Jurka: - Nie przypuszczałam, że możesz strzelić taką gafę.  

                                                                                               Piaseczno 13. 03. 2022 rok  

środa, 9 marca 2022

HUMORESKA nr. 105 SUPER NOS

   

                            

            

                                                                    SUPER  NOS

                Może ten dzisiejszy dzień będzie dla mnie przełomowy – pomyślał Marcin, gdy położył się spać. Skończył dziś 30 lat, zaskoczyła go cudownie Sabinka i na koniec ubawiła go Róża.

               Często myślał, że ma całe życie „pod górę”. Urodził się w powiatowym mieście w biednej rodzinie. Ojciec pracował na kolei, był alkoholikiem i najczęściej przepijał to co zarobił. Matka była sprzątaczką w szkole i zarabiała  grosze. Miał dwie młodsze siostry. W domu była ustawiczna bieda. Nieraz widział, że Matka nie ma co do garnka włożyć. Skończył technikum budowlane i chętnie by poszedł na studia, ale czuł, że musi pomóc Matce, którą bardzo kochał.

             Już na drugi dzień, po otrzymaniu świadectwa poszedł do pracy z postanowieniem, że 2/3 pensji będzie oddawał Matce, żeby coś mogła kupić dla siebie i dziewczynek.

             Na początku lipca spotkał kolegę Sławka. Ten usilnie namawiał go żeby przyszedł w sobotę do Zalewskich na Klonowej bo tam organizują prywatkę. Poszedł. W wielkiej willi bogatych Zalewskich zastał trzech kolegów i cztery dziewczyny. Była dyskoteka, żarcie i wino. Około dwunastej parki poznikały w pokojach. On został z Rozalią. Kazała nazywać się Różą. Usiedli na kanapie. Ładna nie była, ale biust miała wspaniały. Nie broniła się, wręcz odwrotnie, była aktywna. Została jego pierwszą kobietą. Nie wyszło mu to dobrze. Nawet nie był pewien czy była dziewicą czy nie.

            Od tego czasu spotykali się codziennie. Robiła to co chciał, nawet chodziła z nim na ryby bo te łowił od dziecka. Wtedy go zaskoczyła – miała nadzwyczajny węch. Potrafiła z zamkniętymi oczyma odgadnąć z odległości jednego metra jaki rodzaj ryby wisi na haczyku. Opowiadała jak pachną drzewa, kwiaty i trawa w różnych porach roku. Chodzili też na grzyby. Ona zbierała znacznie więcej od niego. Nie wiedział czy więcej widzi czy więcej wyczuwa.

           Kochali się po kilka razy dziennie – w trawie, w mchu i na stojąco pod drzewem. Wtedy był pewien, że kocha Róże nad życie. Ona była jedynaczką, mieszkała z Matką, która pracowała w hucie szkła na trzy zmiany. Było to dla nich wygodne.

            Pod koniec listopada nastąpiła katastrofa. Róża zakomunikowała swojemu kochasiowi, że jest w ciąży i chce żeby wzięli jak najszybciej ślub.  O aborcji nie chciała słuchać

             Marcin jakby się obudził. Był wściekły na siebie. Przecież mógł to przewidzieć. Zrozpaczony poszedł do Matki  po radę. Powiedziała mu: szkoda mi cię synku, jesteś taki młody, ale naważyłeś piwa więc musisz je wypić.     

             Wesele było bardzo skromne. Zamieszkali u Róży razem z jej matką. Matka traktowała Marcina „ z góry”. Uważała, że jej córunia zasłużyła na kogoś lepszego. Róża też zmieniła się nie do poznania, już nie była posłuszną owieczką, ale hardą wilczycą. Porzuciła pracę urzędniczki gdzie była zatrudniona przed ślubem. Na okrągło rozczulała się nad swoją ciążą. W domu nic nie robiła, czekała aż Matka przyjdzie i posprząta. Próbowała Marcina rozliczać z każdej złotówki i z każdej minuty. Zanim urodziło się dziecko Marcin miał już dość tak żony jak i teściowej. Muszę mieć własne mieszkanie – kołatało mu w głowie.

           Po pracy w firmie brał różne fuchy: był hydraulikiem, malarzem, murarzem i wszędzie tam gdzie płacili. Składał grosz do grosza na oddzielne konto, ale do swojego mieszkania było ciągle daleko. I zdarzył się cud. Koledzy powiedzieli mu, że jest do kupienia, za małe pieniądze, rudera z działką. Obejrzał to cudo ze swoim szefem, inżynierem. Doszli do wniosku, że mury są w dobrym stanie, a resztek sam zrobi. Kupił. Koledzy pomogli i do zimy dom był pod dachem.

         W 14 miesięcy po urodzeniu się Agnieszki, Róża urodziła Kasie. W domu atmosfera była ciągle okropna. Żalom i pretensjom nie było końca tak od żony jak i teściowej. Szczególnie gdy Marcin wpił coś na budowie z kolegami, Róża to wywąchała już w przedpokoju i zaczynało się… Został też odstawiony od łoża. Róża tłumaczyła to obniżoną macicą i tym, że zawsze czymś śmierdzi.

        Niczym nie zrażony pracował i do jesieni jego dom był gotów do zamieszkania. W uporządkowanym ogródku zdążył posadzić kilka drzew owocowych.

        Przeprowadzili się. Teściowej nic nie podobało się w nowym domu. Marcin zdobył się na odwagę i wygarnął jej, że dom budował dla siebie i jak się Jej nie podoba to może nie przychodzić. Przychodziła, aby córuni posprzątać. Ta uwielbiała jeść, leżeć i oglądać seriale. Nic przeto dziwnego, że ciągle tyła, doszła do 100kg i wkrótce je przekroczyła.

       Setki razy myślał Marcin o rozwodzie. Szkoda było mu córeczek. Najpierw były takie maleńkie, a potem takie piękne i rozkoszne. Wszyscy mówili, że są podobne do niego. Dobrze się czuł jedynie jak łowił ryby. Jak dziewczynki podrosły zabierał je z sobą nad wodę. Było wesoło i przyjemnie.

       A z to Sabinką to było tak. Pod koniec dnia pracy poszedł do dyrektora firmy zdać relacje o przebiegu prac. Sabinka - piękna, dystyngowana, zawsze elegancko ubrana, rozwódka, była kierowniczką sekretariatu – wyszła razem z nim. W windzie zaproponował jej, nieśmiało, pójście do kawiarni. Zgodziła się ku jego radości. Po pół godzinie orzekła, że tu jest nudno, a w domu ma dobre ciasto. Był zachwycony czystością, ładem i elegancją jej mieszkania.

      Miło im się rozmawiało, mieli podobne zainteresowania. Pili wino, a potem jakoś tak wyszło, że znaleźli się w wygodnym łożu.

      Była już dwudziesta pierwsza gdy Marcin wracał do domu. Myślał, o tym że Sabinka używa intensywnych perfum to na pewno Róża wyczuje kobietę i będzie potworna awantura. Szedł powoli i wyrosło przed nim „pogotowie alkoholowe”.

Kupił „małpkę”. Wyszedł, ¾ wypił, a resztą spryskał ubranie i pomyślał: - Niech się dzieje co chcę.

    Jeszcze nie zdążył zamknąć za sobą drzwi, a już Róża stała w przedpokoju z wyciągniętym nosem i po chwili wrzeszczała: - Ty pijusie myślisz, że jak się poperfumujesz, to ja nie odgadnę, że znów chlałeś !!!

                                     

                                                                                       Piaseczno 23.12.2021r.