ANTEK I KORONOWIRUS
Antek mieszkał na końcu wsi, ale czuł
się jak nie za najważniejszego to przynajmniej za jednego z najważniejszych we
wsi. To było potrzebne mu do szczęścia. Wszystkim wmawiał, że powinni go
nazywać „Złotą rączką”. Nie było roboty, która dla Antka by była trudna. Potrafił poklepać kosę i naprawić kombajn.
Wymalować mieszkanie czy położyć kafelki w łazience to dla Antka małe piwo.
Naprawić cieknący kran czy zatkany zlew, to betka. Nawet potrafił naprawić
pralkę czy elektryczny piekarnik.
Złośliwi zawsze się znajdą, a tacy
twierdzili, że Antek jest lepszy w psuciu niż w remontowaniu czegokolwiek.
Antek miał stare zabudowania po
rodzicach i 2 morgi ziemi. Trzymał jedną krowę i dwie świnie, trochę drobiu.
Inwentarzem zajmowała się Wanda, żona Antka. On od niepamiętnych czasów nazywał
ją Stara. We wsi na Wandę mówili po prostu Antkowa. Z takiego gospodarstwa trudno wyżyć. Toteż
Antek przez 12 lat dojeżdżał do pracy w mieście. Był zatrudniony w
przedsiębiorstwie remontowo-budowlanym i tam poznał wiele fachów Zlikwidowali autobus i skończyła się praca.
Chwytał się każdej roboty, a to przy sianokosach lub przy żniwach, wyremontował
rower i traktor, wymalował chałupę z zewnątrz i wewnątrz.
Dzieci nie miał. Jak mówiła Antkowa: –„
Pan Bóg nie pobłogosławił.” Za to Antek wszystkim młodym doradzał jak robić,
kiedy i ile razy, żeby spłodzić córkę lub syna w zależności od potrzeby. Co
prawda Kociela gadał po wsi, że te Antkowe rady to psu na budę bo chciał mieć
syna, a urodziły mu się trzy córki w trzy lata. Antek twierdził, że Kciela to
fujara a nie chłop.
I tak spokojnie toczyło się życie na wsi,
aż przyszedł wirus. Chłopów najbardziej ucieszyło to, że nie musieli chodzić do
kościoła. Chodzili tam, bo chodzili tam ich ojcowie i dziatki. Chodzili po to
żeby nie być okrzykniętym bezbożnikiem lub nazwanym przez Proboszcza komunistą.
Z tego nie chodzenia była czysta korzyść bo zostawała dycha dawana na tacę. A
za dychę można było, o każdej porze, u starego Malinowskiego, kupić ½ litra
bimbru, wystarczyło dodać pustą butelkę.
Do kościoła chodziło tylko kilka starych
kobiet. Proboszcz nakazał im rozpowiadać po wsi, że jeśli ktoś boi spowiadać
się przy konfesjonale to on może wyspowiadać go na spacerze wokół kościoła.
Komunię mogą brać bez obawy po staremu bo kapłani maję konsekrowane dłonie.
Antek od kilku lat omijał kościół
szerokim lukiem. Przez tydzień wtedy harował na
plebanii. Wymalował pokoje, wymienił krany i zlewy, wyremontował rynny i
założył nowy zamek w drzwiach wejściowych. Kiedy przyszło do zapłaty proboszcz
zaproponował mu odprawienie mszy w jego intencji. Antek zdenerwował się i
trzasnął drzwiami.
Nakaz siedzenia w domu mieli chłopi w
głębokim poważaniu. Bo jak nie przyjść do sąsiada gdy miał imieniny lub
ocieliła mu się krowa. Takie spotkania zawsze były przyjemne. Tym bardziej, że
nie o suchej twarzy.
Do Antka zadzwonił kuzyn Waldek, gajowy,
mieszkający w środku puszczy z pytaniem co ma robić gdy jest zakaz wchodzenia
do lasu? Po pierwsze siedzieć cicho, powiedział mu Antek, nikogo o nic nie
pytaj, a już na pewną nie leśniczego. Po drugie posiej warzywa i posadź
kartofle. Po trzecie, przypomnę Ci jak dawnymi laty pijany generał zastrzelił
Ci krowę i upierał się, że to była dzika krowa. Ja Ci wtedy poradziłem żebyś
nie podskakiwał no i dostałeś odszkodowanie i to takie, że kupiłeś krowę z
cielakiem i jeszcze na buty dla dzieciaków zostało. A po czwarte zawsze
pamiętaj o starej zasadzie wojskowej: -„Jak najdalej od dowództwa, jak
najbliżej kuchni”.
Od połowy marca Antek nie miał roboty i
pieniędzy. Postanowił, że musi znaleźć sposób
na koronawirusa. Wymyślił, że pomocnym w tym dziele będzie mu jego pies
Reksio. Był przekonany, że Reksio jest najmądrzejszym psem we wsi i bardzo
łatwo wszystkiego się uczy. Posadził go
przed telewizorem i kiedy pokazywali wirusa kazał mu szczekać. Po dwu dniach
nauki Reksio wiedział już o co chodzi. Teraz, myślał Antek, wystarczy, że pójdę
na wieś i jak na kogoś będzie szczekał Reksio to będzie znaczyło, że ten ma
wirusy. Dodatkowo wymyślił Antek, że na wirusy będzie dobry właściwy kij.
Wystrugał sobie, z leszczyny, kij o długości 125 cm i średnicy 3,5. Takiego kija boi
się koń, krowa i każde inne bydle, to dlaczego miał by się nie bać ten przeklęty
wirus.
Swoją teorię wygłaszał Antek w sklepiku u panny Krysi. Ludzie słuchali z
niedowierzaniem i zastanawiali się czy ten mądry Antek przypadkiem nie
zwariował.
Antkowa użalała się do swoich
przyjaciółek: -„Za jakie grzechy Pan Bóg ukarał mnie takim postrzelonym
chłopem."