Dowcipy

czwartek, 1 czerwca 2017

HUMORESKA nr 63. BOCIANY I MAŁZEŃSTWO

         
Bociany, Para, Zatroskany


                                                                    

        Basia urodziła się i wychowała w mazowieckiej wsi, w latach powojennych. Była dzieckiem żywym i pogodnym, a przede wszystkim ciekawym. W tym czasie nie było na wsi nawet radia i wiedzę o otaczającym ich świecie dzieci czerpały głównie z opowiadań starszych. Basię fascynowały pory roku, zwierzęta domowe i te dzikie, pszczoły Dziadka i to co rośnie na polu i w ogródku Przypatrywała się godzinami jak nad oknem ich domu jaskółki lepią gniazdko, jak wróble kąpią się w piasku, jak sroka podjada z miski Azora.
          Jednak najciekawsze były bociany. Niestety miały gniazdo na stodole sąsiada, a nie na ich. Bardzo z tego była nie zadowolona. Nawet jej Tata nic nie mógł na to poradzić. Najwięcej o bocianach dowiedziała się od swojej ukochanej Babci Marysi. Wiedziała, że bociany przynoszą szczęście, że chronią budynki przed pożarem i piorunami, że przynoszą wiosnę, ale co najważniejsze przynoszą dzieci. Bocian to ptak święty. Gdy kto skrzywdzi bociana tego spotka nieszczęście, a i on sam potrafi się zemścić, np.: może przynieść w obejście żmiję i ta ukąsi krzywdziciela, albo w dziobie przyniesie płonącą żagiew i spali stodołę.
         Mijały lata. Basia skończyła szkołę średnią, a potem Politechnikę w Łodzi. Została inżynierem maszyn włókienniczych. Wyszła za mąż za kolegę z roku i razem znaleźli  pracę w Białymstoku. Do Rodziców, a także do Babci Marysi przyjeżdżała często i chętnie. Teraz już jako inżynier słuchała opowieści Babci z pewnym dystansem. Nauczono ją, że istnieje tylko to co można zmierzyć, zważyć czy zbadać. Dlatego też i na bociany patrzyła bez nadzwyczajnego podziwu.
        Pewnej lipcowej niedzieli przyjechała do rodziny sama, bez swojego Jurka, jak zazwyczaj. Zdziwionym Rodzicom powiedziała, że wykonuję jakieś pilne pracę w fabryce. Uwierzyli. Babcia Marysia wyczuła, że u swojej kochanej wnuczki jest coś nie tak. Zaproponowała jej spacer po ogrodzie. Szły przytulone do siebie. Po pewnym czasie Basia zaczęła szlochać.
          - Powiedz kochanie co Ci dolega, babci możesz powiedzieć wszystko. To będzie nasza tajemnica.
         - Babciu, ja chcę mieć dziecko, a Jurek jeszcze bardziej. Zaczął mówić o rozwodzie, a ja Go kocham. Minęło już trzy lata od naszego ślubu i nic. Chodziliśmy po różnych lekarzach i nic z tego nie wynikło. Co ja mam zrobić - kochana Babciu?
         - Na razie mój Skarbie wytrzyj nos, uśmiechnij się żeby nic nie zauważyła Twoja matka i zaufaj mi. Do wieczora coś poradzimy.
          Jeszcze chwilę pochodziły wśród jabłoni i wiśni, gdy usłyszały głos wzywający je na obiad.
         Po obiedzie Babcia oświadczyła, że pójdzie na spacer po polach ale sama. Nie zgodziła się nawet na towarzystwo Basi. Wróciła po dwóch godzinach bardzo zadowolona. Kiwnęła na wnuczkę, żeby za nią szła. Wyprowadziła Ją za stodołę, ustawiła w pokrzywach twarzą do bocianiego gniazda u sąsiadów i powiedziała: - Masz tu dwa czarne kamienie, które nie bez trudu znalazłam na polu. Weź jeden do ręki prawej, a drugi do lewej, patrz na bocianięta i przerzuć je przez głowę w pokrzywy. Będziesz miała dziecko, a teraz cicho sza.
         Basia była tak zasugerowana tym co usłyszała, że bez protestu zrobiła wszystko co Babcia nakazała. Dopiero po wszystkim przyszły refleksję. Ona inżynier wierzy w takie gusła? Uśmiechnęła się do siebie i pomyślała: - No cóż, tonący brzytwy się chwyta. Nikomu nic nie powiedziała.
           Nadeszła jesień. Zupełnie niespodziewanie Babcia Marysia dostała list od  Basi, w którym wyczytała: jestem w ciąży, jesteśmy szczęśliwi, a Ty jesteś najcudowniejszą na świecie Babcią.