Dowcipy

środa, 16 października 2019

Humoreska nr 76 Zosia czy Kasia

         Znalezione obrazy dla zapytania panny        


                                        ZOSIA  CZY  KASIA 
           Była wiosna 1967 roku. Władek miał 26 lat. Po ukończeniu technikum  rolniczego gospodarował na dwunastu morgach ziemi. Miał mądrą i pracowitą matkę i schorowanego ojca. Jego marzeniem było duże gospodarstwo z hodowlą zarodowego bydła. By to marzenie spełnić potrzebował co najmniej 10 hektarów ziemi. Ziemia na mazowieckiej wsi była droga, a kupić nie miał za co. Pozostało mu tylko bogato ożenić się.
         Na wsi było wiele panien, ale tylko dwie widział jako ewentualne żony. Obie znał od dziecka, z obiema tańczył na zabawach strażackich. Wyczuwał, że obie chętnie wyszłyby za niego. Zosia – zgrabna, ładna blondynka, zawsze uśmiechnięta z pewnością byłaby dobrą żoną. Jednak w posagu mogła dostać tylko dwa morgi czyli nieco więcej niż hektar ziemi. Liczyć na to, ze się dorobią i dokupią ziemi to odległa i wątpliwa przyszłość.
        Kasia – przysadzista, piersiasta szatynka o płaskiej twarzy, niezbyt urodziwa, miała tę zaletę, że w posagu otrzyma 7 morgów ziemi, a może i 8. To w kalkulacjach Tadeusza już było coś.
        Pytanie, którą wybrać gnębiło Tadeusza już z półtora roku. Jako człowiek praktyczny, nie bez przyczyny na wsi zwany „ złotą rączką” chciał być przygotowany do małżeństwa pod każdym względem. Dwa lata temu postanowił skorzystać z usług Wichty.
       Wichta była wdową, miała 10 morgów ziemi i gospodarowała na niej razem z bratem i bratową. Miała swój dom. Na wsi było wiadomą, że przyjmuję u siebie, za opłatą, tylko w zbożu, chłopów, a młodzieńców uczy sztuki kochania. Przyjmowała tylko tych, którzy jej się podobali. Np. żaden pryszczaty chłopak nie miał u niej szans. Na wsi ludzie jej się, na ogół bali. Uważana była za wiedźmę lub czarownicę. Uważali, że ma złe oczy i rzuca uroki. Tadeusza nauczyła, że w miłości równie wspaniale jest brać jak i dawać.
       W końcu maja przyszedł list od wuja Stacha, brata ojca Tadeusza, z pod Ciechanowa, z zaproszeniem, dla całej rodziny, na wesele jego córki. Po naradzie rodzinnej, postanowioną, że na wesele pojedzie tylko Tadeusz, ale na kilka dni.
       Na przyjęciu weselnym, wuj Stach, posadził Tadeusza, chyba nie przypadkową, przy pięknej dziewczynie. Miała na imię Dorotka. Szybko dowiedział się, że skończyła technikum ogrodnicze, że ma dwie młodsze siostry i 22 lata. Dowiedział się też, że mają tylko dwa hektary ziemi, ale za to trzy duże szklarnie i jej rodzina uprawia tylko warzywa i kwiaty. Dodała z czarującym uśmiechem, że w okolicy nazywają ich badylarzami.
       Przetańczył z Dorotką cała noc. Dotąd żadna inna dziewczyna niebyła dla niego tak cudowna. W poniedziałek, zgodnie z obietnicą, Dorotka oprowadzała Tadeusza po szklarniach i polach. Kolację jedli w ich, obszernym, piętrowym domu. Najbardziej zdziwiło Tadeusza to, że wszędzie były krany z wodą, nie tak jak u niego, że każdy litr trzeba było wyciągać ze studni.
       Wrócił do Wuja zakochany po uszy i powiedział mu o tym. Stach, znany w okolicy jako dobry kowal i mechanik, umiał nie tylko podkuć konia i naprawić  każdą maszynę, to jeszcze miał mechaniczną młockarnie i młócił zboże w całej okolicy, roześmiał się swoim zaraźliwym uśmiechem i powiedział: - to się żeń.
        A co będzie z posagiem? – zapytał Tadeusz.
       O to się nie martw, to bogaci ludzie. Jeśli oświadczyny zostaną przyjęte, to posag będzie większy niż się spodziewasz. To jak idziemy jutro w rajby?
        Idziemy –  bez chwili namułu powiedział Tadeusz.
       Przyjęła ich rodzina w komplecie. Kiedy Tadeusz, drżącym głosem oświadczył się, przyszły teść powiedział: - Musimy najpierw zapytać się Dorotki, co ona na to? Dorotka wstała, podeszła do Tadeusza, usiadła mu na kolana, objęła za szyje i powiedziała: kocham Go i chcę być Jego żoną.
        Wobec tego – zaczął Teść – na początek postawie wam dużą szklarnie, w której będziecie hodować kwiaty i pomidory. Ty przestaniesz sadzić kartofle i siać żyto, a będziesz uprawiał warzywa. Dorotka doskonale zna się na tym to powie co i jak. O zbyt nie martw się, moja w tym głowa, nieodległa Warszawa zawsze jest głodna.
         Na stole znalazł się szampan. Wszyscy byli szczęśliwi. Tadeusz tulił i całował Dorotkę, ona nie protestowała.
         Gnębiące Tadeusz, od miesięcy, pytanie – Zosia czy Kasia – wyparowało tak szybko jak rosa na trawie w czerwcowy poranek.
            Wesele odbyło się niebawem.
       Po weselu Wuj Stach podśmiewał się z Tadeusza, że tak mu było dobrze z Dorotką, że przez tydzień nie wychodzili z łóżka, a co najwyżej po to żeby zrobić siusiu. 
            Ta historia jest dowodem na to, że byle dziewczę potrafi zmienić sposób myślenia, wydawałoby się rozsądnego chłopa.