Dowcipy

wtorek, 21 lipca 2015

Humoreska nr.37 DOLA SAFANDUŁY


Znalezione obrazy dla zapytania pantoflarz
                                                          

         
                    Aron miał 40 lat rude jak płomień włosy i tyle piegów, że wyglądał jak srocze jajo. Ten jego wizerunek wywarł duży wpływ na całe jego życie. W szkole rówieśnicy mu niemiłosiernie dokuczali. Bił się z chłopcami i nie tylko, prawie na każdej przerwie. W dodatku to imię - Aron! Był wściekły na swoich rodziców, że coś takiego wymyślili. Ponoć po pradziadku. Skończył studia inżynierskie. Zamknął się w sobie i postanowił, że nigdy się nie ożeni i nie będzie ojcem rudych dzieci

          Od urodzenia mieszkał w Warszawie na Ursynowie. Samotny, zgryźliwy, czerpał satysfakcję gdy udało mu się komuś dołożyć. Miał w sobie niewyczerpane pokłady złośliwości i jedynego przyjaciela Krzysia. Krzyś był jego rówieśnikiem i kuzynem. Też mieszkał na Ursynowie i był zawodowym taksówkarzem. Pogodny, zawsze zadowolony i przystojny brunet. Miał żonę i dwie córki, co mu nie przeszkadzało przeżywać ciągle nowe romanse.
          Między Arkiem, a Krzysiem od lat istniał taki układ: Arek w każdej chwili miał do dyspozycji darmową taksówkę; Krzyś mógł dowolnie korzystać z mieszkania Arka. Te usługi świadczyli sobie dość często. A ponadto lubili sobie pogadać. Krzysiu czasem, w żartach nazywał mieszkanie Arka - kopulatorium. Miał oczywiście klucze.
             Pewnego dnia, telefonicznie, zapytał Krzyś czy może skorzystać z kopulatorium między 12-stą a 16-stą, bo ma nowy cud o imieniu Jadwiga. Mógł. Arek tak był zafascynowany zapałem Krzysia, że postanowił zobaczyć ten "cud". Usiadł na ławce tuż przy wejściu do swojej klatki. Na głowę założył kaptur, zasłonił się gazetą i czekał. Niebawem zajechała znajoma taksówka. Rzeczywiście Jadwiga była ładna, elegancka, miała wszystko co kobieta mieć powinna, albo jeszcze więcej.
             Minęło kilka dni i Arek wybrał się na zakupy do osiedlowego marketu. Zaraz po wejściu zauważył Jadwigę z jakimś facetem. Postanowił przyjrzeć się jej dyskretnie. Po dziesięciu minutach już wiedział, że Jadwiga jest z mężem. Wyraźnie go pomiatała. On około pięćdziesiątki, łysy z wyraźnie zarysowanym brzuszkiem. Typowy safanduła - pomyślał Arek.
               Jak codziennie rano Arek wsiadł do metra na stacji Natolin. Na następnej stacji zauważył, że do metra wsiada "safanduła". Tak, to był na pewno on. Przesunął się blisko niego i wysiadając przy Politechnice szepnął mu do ucha "rogacz". Tamtemu oczy wyszły na wierzch. Rozbawiony Arek wyskoczył na peron.
                Po dwu dniach Jarek dzwoni do Arka z zapytaniem czy on czegoś nie narozrabiał bo mąż Jadwigi twierdzi, że jakiś rudzielec, w metrze nazwał go rogaczem. Na razie sytuacja została opanowana bo Jadwiga przysięgła na wszystkie świętości, że żadnego rudzielca nie zna, zresztą zgodnie z prawdą.
                W najbliższy poniedziałek sytuacja w metrze powtórzyła się. Arek wysiadając podszedł do "safanduły" i wyszeptał: "Nie tylko rogacz, ale i skarżypyta".