Dowcipy

środa, 7 lutego 2018

Humoreska nr 65 OBOJĘTNY NA WSZYSTKO DESZCZ

                
                                                         Znalezione obrazy dla zapytania józef stalin


        Justyna z Magdą doszły do wspólnego wniosku, że ich chłopy to takie jełopy, że nawet samych to i na zebranie wsiowe puścić ich nie można, bo tak narozrabiają, że może z tego wyniknąć tylko bieda.
        Nad wsią zawisło pytanie, kogo i za co pierwszego aresztują: Czy to będzie kulawy dziadek Aron za uprawianie wrogiej propagandy? Czy może sołtys Kociela za dopuszczeniu na zebraniu takiego zdarzenia? Dopuszczano też taką możliwość, że nikogo nie aresztują kiedy prelegent będzie bał się zameldować władzy o zajściu. To, że ze wsi nikt słowa nie piśnie było oczywistością.
        Działo się to w końcu marca 1952 roku we wsi Jabłonowo w powiecie Mława. Powiat przysłał prelegenta, żeby wygłosił odczyt w związku z imieninami Józefa Stalina. Sołtys spędził chłopów do remizy strażackiej przed wieczorem. Właśnie wtedy gdy zanosiło się na pierwszy wiosenny deszcz.
        Chłopi przychodzili niechętnie bo mieli ku temu powody. Wprowadzone w 1950 roku dostawy obowiązkowe były wielkim ciężarem dla wszystkich. Miały charakter progresywny uzależniony od wielkości gospodarstwa. Zmuszano do oddawania zboża, ziemniaków, żywca i mleka po cenach znacznie niższych od rynkowych. A ponadto chłopi płacili podatki. Ci którzy zalegali z dostawami byli karani grzywną lub aresztem. Stosowano także rewizję połączone z rekwirowaniem. Organizowano także omłoty na koszt właściciela, a zboże zabierano.
        Te szykany były po to, aby zmusić chłopstwo, do oddania ziemni do spółdzielni
produkcyjnej. Oczywiście wiedzieli o tym. Odwieczne przywiązanie do własnej
ziemi i traktowanie jej jak świętość stało w jasnej sprzeczności do kołchozów.
      Do tych kołchozów namawiano chłopów już od 49 roku ciągle bez skutku. Wiejscy
dowcipnisie opowiadali, że w kołchozie nie jest źle bo wszystko jest wspólne:
wspólny kocioł, wspólne dzieci, a przede wszystkim wspólne żony.   Stalin był dla
chłopów tym, który odbierał im chleb, a chciał odebrać i ziemię. Nienawidzili go.
      W remizie, na scenie, zasiadł sołtys z prelegentem przy jedynej lampie naftowej.
Chłopi zwyczajowo stali, bo ławek było tylko kilka pod ścianami. Palili papierosy i
rozmawiali miedzy sobą, nie słuchając co czyta prelegent. A czytał jaki to wspaniały
jest Stalin, jak wyzwalał Polskę, jak pomaga budować Nową Hutę, jaki jest mądry i
uczony, jak kocha polskie dzieci i chłopów małorolnych itd, itp.
      Na zakończenie wzniósł okrzyk: "Niech żyje Józef Stalin."
      W remizie zapanowała absolutna cisza, tylko rzęsisty deszcz  łomotał o dach. Po
około 15 sekundach tej złowrogiej ciszy z kąta odezwał się stary Aron, aby ratować
sytuację: "A cy my tam mu broniwa, niech se tam żyje."
       Sala gruchnęła głośnym, niepohamowanym śmiechem. Na tym zebranie
skończyło się. Każdy, prawie biegiem, uciekał do swego domu bo deszcz obojętny
 na wszystko mocno padał.
       Kiedy ochłonęli przyszły refleksję i pytania.