Dowcipy

środa, 19 listopada 2014

Humoreska nr 30 MAŁŻĘŃSKIE PRZEDPOŁUDNIE

       
           - I znów oglądasz te swoje durne mecze, a ja muszę słuchać tych wrzasków.


               - Jak Ty oglądasz " M jak miłość" lub inne seriale to ja nic nie mówię. 
               - Przestań gadać i weź się za jakoś robotę. Ja wiecznie haruję w tym domu, a Ty się byczysz.
            - Jak możesz coś takiego mówić? Posłałem łóżko, zmyłem naczynia po śniadaniu, obrałem  na obiad kartofle. przytargałem z 10 kilo zakupów z "Biedronki" i odkurzyłem całe mieszkanie bo dziś piątek, a Tobie ciągle mało. Tak w ogóle to stajesz co raz bardziej zrzędliwa.
               - Jak Ci tak źle to możesz sobie odejść, płakać nie będę.
               - Może i odejdę, bo z Tobą już trudno wytrzymać.
               - Ciekawe jak daleko byś zaszedł z to swoją nędzną emeryturką?
             - Nędzna, ale dużo większa od Twojej. Nieraz żałuję, że nie odeszłem 12 lat temu ja puszczałaś się z tym fagasem.
               - Ani siĘ waż wspominać mi o tym. Było postanowione - sprawa zamknięta - kropka.
               ........
               - Ktoś dzwoni! No rusz się, na co czekasz?
               - O Marcelek! Co się stało, że dziś tak wcześnie ze szkoły?
               - Fajnie Dziadku. Nasza Pani rozchorowała się i nas wypuścili.
          - Marcelku, Moje Skarby, chodź uściśnij  babcie, tak się stęskniłam za Tobą. A Ty podnieś  z podłogi plecak Marcelka, biedne dziecko musi dźwigać takie ciężary. Powiedz Babci, Marcelku, jak było w szkole.
              - Było fajnie. Ksiądz opowiadał nam o sakramencie małżeństwa i jakie ma być małzeństwo.
              - To powiedz babci jakie powinno być małżeństwo - Marcelku.
              - Małżeństwo powinno się kochać, szanować, pomagać sobie i dochować wierności.
              - A Ty wiesz co to jest wierność małżeńska?
         - Wiem. Ksiądz nam wytłumaczył. Małżonkowie nie powinni się zdradzać, to znaczy obcować cieleśnie z innymi osobami.  A Ty Babciu kochasz Dziadka?
              - Bardzo kocham Dziadka, Marcelku.
              - I szanujesz Go i jesteś Mu wierna?
              - Bardzo Go szanuję i zawsze byłam Mu wierna.
              - A Dziadek, Babciu, Cię nie zdradzał?
              - Niech by tylko spróbował!!!








niedziela, 9 listopada 2014

Humoreska nr 29. MAŁZEŃSTWO I PIES

    
           Marta i Jan byli małżeństwem od 12-stu lat. Pobrali się z wielkiej miłości. Ona była nauczycielką. On inżynier drzewiarz, przejął od ojca duży zakład stolarski. Zatrudniał ponad 100 osób. W pierwszych latach małżeństwa byli bardzo szczęśliwi. Wybudowali piękny, duży dom i planowali mieć dużo dzieci.
           Lata mijały, a dzieci nie było. Wydali fortunę na leczenie Marty w kraju i za granicą. Bez rezultatu. Jak to często bywa zaczęli oddalać się od siebie. Sytuacja znacznie pogorszyła się gdy Marta kupiła sobie pieska rasy spaniel cavalier. Od pierwszych dni obdarzyła go wielką miłością i wylewała na niego całe pokłady macierzyńskich uczuć.
           Równie mocno jak Marta kochała Bobika tak Jan nienawidził go. Przy każdej okazji dawał temu wyraz. Kiedyś, przy kolejnej małżeńskiej sprzeczce, powiedział, że skręci kark Bobikowi jak tylko nadarzy się okazja.
             - Tylko spróbuj, a poderżnę Ci gardło - zagroziła Marta.
             Mijały dni i tygodnie, a oni żyli pod jednym dachem, ale każdy osobo. Kiedy Bobik zaczął sypiać z Martę, Jan wyniósł się do innej sypialni. Życie Marty toczyło się w okół Bobika. Przestała już dawno pracować, bo pensja nauczycielska przy ich dochodach była śmieszna. Jan w nielicznych wolnych chwilach  schodził do swojej pracowni i rzeźbił, z lipowego drewna, świątki. Takie było jego hobby
            Pewnej niedzieli Marta zapowiedziała, że jedzie na grób matki i dlatego nie może zabrać Bobika, potem odwiedzi siostrę, więc nie szybko wróci. Bobik ma jedzenie w trzech miskach, a wodę w czwartej, więc nie potrzebuję niczyjej opieki.
          Kiedy powróciła, Jan coś robił w garażu. Bobik nie powitał jej. Nawoływała go, bez rezultatu. Szukała go wszędzie. Wściekła pobiegła do Jana i wykrzyczała:
           - Morderco! Gdzieś go zakopał? Mów mi tu zaraz, bo nie odpowiadam za siebie i chwyciła, stojącą pod ścianą łopatę.
             Jan, spokojnie odpowiedział, że nie zamordował psa, ale gdyby zaginął to by nie płakał. To jeszcze bardziej rozwścieczyło Martę. W tym momencie pojawiła się na ich posesji starsza pani z Bobikiem na ręku i z uśmiechem powiedziała:
            Mieszkam trzy domy dalej, ten piesek, którego nieraz widziałam, przybiegł do Kruszynki, bo ona ma cieczkę. Bardzo ładnie się bawiły. Nie przeszkadzałam im. Aż dwa razy się szczepili !!!