Dowcipy

czwartek, 23 lipca 2020

Humoreska nr 82 FERALNY DZIEŃ?



                                 
                             AgraArt - galeria ofertowa     

               
                   
                                                                                                                   Piaseczno lipiec 2020

                                                           FERALNY DZIEŃ ?
         Kiedy Janek czytał powieść Reymonta „Chłopi” – najbardziej zainteresował go los parobka – Kuby. Nie bez przyczyny. Kiedy był małym chłopcem, często Ojciec groził mu, że jak nie będzie się uczył to zostanie pastuchem u Piórka. Kiedy nieco podrósł, Ojciec wróżył mu karierę parobka u tego bogatego gospodarza. Janek całymi dniami rozpamiętywał los Kuby, jego spanie w stajni i samotną okrutną śmierć.  Postanawiał, że będzie się pilnie uczył aby nie zostać parobkiem.
        Z to nauką u Janka była zagadkowa sprawa. W wieku 7 lat znał doskonale tabliczkę mnożenia. Uwielbiał rachunki. Z literami miał kłopoty, a jeszcze większe z czytaniem. Kiedy poszedł do szkoły, w marcu 1945 roku, okazało się, że jest gorszy od innych z języka polskiego i często łapał dwóje. Buntował się przeciw literom –„i”, i „y”, „e” i „ę”, „u” i „ó”, nie mówiąc już o takich jak „h” i „ch” lub „ż” i „rz”. Nigdy nie wiedział jaką gdzie napisać. Inne dzieci twierdziły, że słyszą litery, on niczego nie słyszał.
       Kiedy skończył siódmą klasę miał na świadectwie piątkę jedynie z matematyki. Do szkoły w mieście Ojciec nie miał go za co posłać. Po rozmowie z kierownikiem szkoły postanowił, że Janek jeszcze raz będzie chodził do 7-mej klasy. Jako drugoroczny fascynował się chemią, a zwłaszcza fizyką. Często myślał jak to będzie w tym Ogólniaku, czy da radę nauce?
        Pewnego dnia do Ojca przyszedł sąsiad Kociela. W tym czasie, siedząc  na małym stołku, przy taborecie, Janek przepisywał pracowicie, po 10 razy, każde słowo w którym popełnił błąd na ostatnim dyktandzie. Nie przeszkadzało mu to nadsłuchiwać co mówią starsi. W pewnym momencie Ojciec zapytał co tam słychać u Heńka? Heniek był synem Kocieli, dwa lata starszy od Janka i chodził w mieście do szkoły zawodowej. Kociela zakasłał, a potem powiedział – „Mądre to, śkolone to, a tuman, że aż strach.”
       Janek długo myślał nad tym – jak to może być, że ktoś jest jednocześnie mądrym i tumanem. Nie znał nikogo kto mógłby mu to wytłumaczyć.
       Naukę w liceum rozpoczął pod warunkiem, że będzie otrzymywał stypendium za które opłaci internat. Nie będzie stypendium, wraca na wieś i zostaje parobkiem u Piórka. Jedna dwója na okres i odbierano pieniądze. Dobrze o tym wiedział i dla tego maksymalnie przykładał się do nauki. Oprócz polskiego i rosyjskiego doszła jeszcze łacina. Nauka języków pochłaniała większość jego czasu. Z matematyki i fizyki był orłem, lubił też historię i geografię. Chodził chętnie na halę sportową. I tak dobrnął do następnej klasy bez dwói.
      Lubił żarty i psoty. Starał się zaimponować przed kolegami. Cieszyło go gdy udało mu się wprowadzić w zakłopotanie któregoś z nauczycieli przez zadawanie nietypowych pytań. Szybko był znany nie tylko w internacie.
      Łaciny uczył stary, niedowidzący i niedosłyszący, profesor. Oceny okresowe wystawiał na podstawie wyników z klasówek, a te Janek miał dobre bo zawsze ściągał.
      Przepiękna kobieta i bardzo miła, w której kochała się większość chłopców w szkole, mężatka i matka dwojga małych dzieci, repatriantka z ZSRR, Hania Leszczyńska, uczyła języka rosyjskiego. Jankowi wydawało się, że go faworyzuje bo na okres zawsze stawiała mu trójkę. Pewnego dnia podeszła do niego i wręczając klasówkę z oceną niedostateczną, z miłym uśmiechem powiedziała: „- Nie martw się Jasiu, jeszcze będziesz tłumaczem.” Janek czerwony jak burak nie wiedział co ze sobą zrobić.
      Języka polskiego uczyła, stara panna, Zofia Ziętarowa. Nigdy nie uśmiechała się, była zawsze kategoryczna. Janek pilnie czytał nakazane lektury i nieźle opowiadał, bywało, że za te opowieści dostawał nawet czwórkę. Z ortografią miał ciągle kłopoty.
      Wiele lat później, kiedy przygotowywał rozprawę doktorską, doczytał się, że jego trudności z nauką języków były spowodowane wrodzoną dysleksją i  dysgrafią. W czasach jego młodości nikt o tym nie słyszał, a lekarstwem na tę przypadłość, zarówno w domu jak i w szkole, był „kij i marchewka”. Janek miał do czynienia najczęściej z pierwszym lekiem. Normo było przecież bicie dzieci linijką po dłoniach przez nauczycieli.
      W pewien poniedziałek wpadła na lekcję Ziętarowa i zaczęła opowiadać od progu o spotkaniu z poczytnym pisarzem. Stwierdziła, że ktoś z obecnych zapytał go w czym upatruje swój sukces pisarski? On odpowiedział, że stara się aby w każdym jego opowiadaniu czy powieści były cztery następujące wątki: religijny, wyższe sfery, erotyka i jakaś zagadka. Następnie wydała polecenie: - do soboty macie czas, każdy napisze opowiadanie w którym mają być te cztery wątki. Dyktuję, zapiszcie:
1.      Wątek religijny;
2.      Wątek wyższe sfery;
3.      Wątek erotyczny;
4.      Zagatka. 
     Janek w tym czasie fascynował się znajomością podstaw algebry i trygonometrii. Czuł się szczęśliwy bo wiedział jak można obliczyć np.: odległość  do Księżyca, czy rozwiązać zadanie z trzema niewiadomymi. W piątek, przy kolacji w internacie, dziewczynki zapytały go czy ma napisane opowiadanie z czteroma wątkami? Nie miał. Korciło go żeby przy tej okazji zrobić jakiś figiel. Po godzinie opowiadanie było gotowe.
     W sobotę, na początku lekcji Ziętarowa oświadczyła: do końca półrocza zostały jeszcze trzy lekcje, przeprowadzi je z wami profesor Żakowski. Ja idę na urlop i dziś wystawię wam oceny za pierwsze półrocze. Przedtem posłucham waszych opowiadań. Zaczyna Magda Kos.
     Magda była czołową działaczką w szkolnym ZMP, a jej rodzice brylowali w miejskich władzach PZPR. Jej opowiadanie było chropowate i nieciekawe. Zaraz w klasie powstała wrzawa: -„ Nie ma wątku religijnego! Nie ma nic o Bogu! Dwója! Dwója!” Ziętarowa, po chwili namysłu powiedziała: masz trójkę. Z pewnością zdawała sobie sprawę, że gdyby postawiła dwóję, jak domagała się tego klasa, to zostałaby posądzona o zwalczanie ateizmu.
      Janek w tym czasie przeżywał katusze. Co za feralny dzień. Że też mu zachciało się kawałów. Teraz już nic nie wymyśli. Jeśli Zientarowa wyrwie go do czytania to żegnaj szkoło. Wiedział, że ma w dzienniku dwie dwóje i trzy trójki, więc średnia do rzeczy. Oby go nie wyrwała, przecież wszyscy nie zdążą przeczytać swoich wypocin.    
       Druga czytała Hania Zalewska, prymuska. Było to zgrabne opowiadanie o romansie w PGR-e. Wszystkim się podobało, Klasa szumiała: bardzo dobrze, są cztery wątki, piątka, piątka. „ Zapracowałaś na piątkę” stwierdziła Ziętarowa.
       Kolejnym był Kuba Grabiec, bikiniarz, syn rzeźnika, podobno najbogatszego człowieka w mieście. Z bezczelnym uśmiechem stwierdził, że zapomniał o wypracowaniu. Nie przejął się dwóją na półrocze. Był pewien, że go nie wywalą ze szkoły. Gdyby co to tatuś już by wiedział gdzie posmarować.
       Czytało jeszcze kilka osób. Janek był przekonany, że do przerwy jest nie więcej jak 5 min i tym sposobem uniknie katastrofy. I wtedy padło jego nazwisko. Wstał przeczytał jedno zdanie i usiadł. Profesorka wlepiła w niego oczy. W klasie zapanowała kompletna cisza, a potem gruchnął śmiech. Kilka osób klaskało. Wszyscy wrzeszczeli: brawo, brawo są cztery  wątki, są cztery wątki, piątka, piątka, piątka.
       Ziętarowa uderzyła pięścią w biurko i wrzasnęła: „ Cisza!
       Rzeczywiście zrobiło się cicho. Jeśli wszyscy uważacie, że opowiadanie Jasia jest takie dobre, stwierdziła Ziętarowa, to stawiam mu trójkę na półrocze, już on wie dlaczego tylko trójkę. A teraz. Bohaterze dzisiejszego dnia, przeczytaj jeszcze raz swoje dzieło.
       Janek już spokojny, wstał i zaczął mówić z pamięci: „-Tytuł opowiadania – Hrabina-, treść opowiadania: „ - O Boże, zawołała Hrabina, jestem w ciąży i nie wiem z kim?”