Dowcipy

wtorek, 16 listopada 2021

Humoresk nr 95 ZŁAPAĆ "JASIA"

  

                                                 

           

                                   .                           ZŁAPAĆ  JASIA

            Hania zdała maturę w 1982 roku, w mieści powiatowym. W jej rodzinie, bliższej i dalszej, było kilkunastu nauczycieli, więc i ona też postanowiła zostać pedagogiem. Jako prymuska bez trudu dostała się na Wydział Matematyczny w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Olsztynie.

          Dostała miejsce w akademiku. Ze swoimi współlokatorkami szybko zaprzyjaźniła się. Okazało się, że na pierwszym roku matematyki są tylko 3 dziewczyny. Hania wiedziała, że jest ładna, więc przy tylu chłopa znalezienie tego jedynego nie będzie problemem. Postanowiła, że na razie będzie przyglądała się tym amantom, a ich zaloty potraktuję z obojętnością.

        W grudniu natknęła się na Zosię ku obopólnej radości. Zosia skończyła ten sam Ogólniak co Hania tylko dwa lata wcześniej. Studiowała biologię już na trzecim roku. Po uściskach, umówiły się na dłuższe spotkanie w studenckiej kawiarni.

       Zosia zapytała Hanię : - Czy ma już chłopaka?

       Zdziwiona Hania odpowiedziała, że nie i że nie widzi powodu do pośpiechu. Zosia uśmiechnęła się i powiedziała: - Jesteś naiwna. Zauważ, że na naszej uczelni na jednego studenta przypadają trzy studentki. Każda rozsądna dziewczyna wie, że jak nie złapie męża na studiach to potem będzie starą panną. Szczególnie gdy dostanie pracę na wsi, szanse na małżeństwo są zerowe. Kawaler na wsi szuka żony do dojenia krów i karmienia świń, a nie do dyskusji intelektualnej. W mieście też jest nie wiele lepiej.

       To co mi radzisz? – Zapytała Hania.

       Jesteś ładna i na razie możesz się nie spieszyć, ale miej oczy otwarte i patrz co się tu dzieje. Zauważyłaś już z pewnością, że w akademiku mieszka wiele małżeństw studenckich z dzieckiem. Na mieście jeszcze więcej. Dla przeciętnej studentki każdy sposób na złapanie „Jasia” jest dobry. Najczęściej jest ciąża, ale są i inne sposoby. Na przykład złapanie takiego naiwniaka, który nigdy nie spał z kobietą. Taki „Jaś” często wtedy myśli, że niebo się przednim otworzyło i łatwo da się zaciągnąć do USC. Bywa i tak, że cwaniara dyskretnie dziurawi prezerwatywy, w dni płodne, a potem oboje narzekają jaki to teraz szmelc produkują.

      Radzę Ci uważać na cwaniaków z 4-go i 5-go roku – mówiła dalej Zosia. Tych jest niewielu. Nie dali się omotać i są z tego dumni. Słyszałam o takich, którzy prowadzą pamiętniki z notatkami kiedy i którą przeleciał, apotem na popijawach licytują się który ma więcej zdobyczy. Oni trzymają się zasady: - Z jedną nie dłużej jak dwa miesiące.

        A ty Zosiu masz chłopaka?

Mam, studiuje budowę mostów na Politechnice Warszawskiej. Jest rudy jak wiewiórka, a na twarzy ma tyle piegów co srocze jajko. Pochodzi z dobrej rodziny i myślę, że jest mi wierny. W najbliższe Boże Narodzenie bierzemy ślub.

      Życzę Ci szczęścia – powiedziała Hania i rozstały się.

      Szybko przekonała się, że Zosia miała rację, W jej grupie takim „Jasiem” „zaopiekowała” się  ciota z piątego roku, a on miał „maślane” oczy na jej widok.

        Postanowiła, że pójdzie do łóżka nie z tym który będzie tego chciał, ale z tym którego ona wybierze i „Jasia” łapać nie będzie.

       Lubiła tańczyć, chodziła na dyskoteki. Zawsze kręcił się koło niej jakiś chłopak. Ona go podpuszczała, udawała łatwą, a potem zostawiała go ze spodniami w ręku. To ją bawiło.

        Cała Uczelnia znała Piotrusia bo jako jedyny na Uczelni jeździł super mercedesem. Studiował już szósty rok na „Młotkach”, czyli „ Wychowaniu Technicznym”, a był dopiero na trzecim roku. Miał podobno niezliczoną ilość  podbojów miłosnych. Kiedyś, na dyskotece przyczepił się do Hani. Tańczył dobrze.  Szybko zaproponował jej, że oni i jeszcze dwie pary pójdą do jego obszernej garsoniery, gdzie ma dobrą muzykę i mnóstwo trunków. Zgodziła się, a potem zniknęła. Miała nadzieję, że odczepi się od niej.

      Po kilku dniach zalazł ją i zaproponował wyjazd do lokalu w Gietrzwałdzie. Zgodziła się. Po drodze powiedziała mu, że lubi jak kierowca trzyma obie ręce na kierownicy. Poskutkowało. W lokalu gadał bez przerwy. Dowiedziała się, że jego ojciec ma  w Reszlu ogromną posiadłość i odlewnię metali kolorowych, zatrudnia 70 robotników, a swoje wyroby sprzedaje za granicą. Mają też duży dom nad jeziorem w Ostródzie i mniejszy w Juracie bo tylko 5-cio pokojowy. Jest jedynakiem i jego mama goni go żeby się żenił bo chce bawić wnuki. Hania jest taka ładna i miła więc na pewno mamie się spodoba. W swojej garsonierze ma mnóstwo zdjęć tych posiadłości to jak się zgodzisz to możesz jeszcze dziś te zdjęcia obejrzeć. Zgodziła się i pomyślała - Ile dziewczyn wysłuchało tą wyuczoną lekcję.

      W drodze powrotnej powiedziała mu żeby podjechał pod akademik to ona zabierze to co kobieta powinna mieć na takiej randce. Kiedy już wysiała z mercedesa powiedziała: - A teraz spływaj buraku i trzasnęła z całych sił drzwiami. Biegiem popędziła do akademika.

       Dużo uczyła się, to też miała dobre wyniki. Koleżanki mówiły, że jej indeksu wstyd ludziom pokazać bo same piątki. Kiedy, po siódmym semestrze, zdała celująco egzamin u starego profesora matematyki, to powiedział jej, że za rok będzie potrzebował asystenta. Jeśli wybierze nośny temat pracy magisterskiej, to po dwóch latach pracy nad nim mogłaby  wyjść z tego rozprawa doktorska. Wtedy będzie miała otwartą drogę do kariery naukowej.  Taka perspektywa spodobała się Hani.

       Postanowiła uwieść Stasia i uwiodła. Pracował na jej wydziale. Był rozwiedziony i miał tytuł doktora habilitowanego. Dowiedziała się, że ożenił się jeszcze jako student z ładną dziewczyną. Ta po roku zostawiła go bez słowa i drapnęła do Raichu z jakimś autochtonem. Bardzo ciężko to przeżył i potem stronił od kobiet. Ślub wzięli gdy ukończył studia.

       Jeszcze wcześniej koleżanka powiedziała jej, że ten Stasiu to „mamin synek”. Nie szkodzi odpaliła Hanka – teraz ja będę jego matką w dzień, a w nocy kochanką!!!