HUMORESKA NR 94
L E N I N W P O R O N I N I E
Gdy Marcin Wyrwas
skończył studia dziennikarskie, w 1956 roku, a potem dostał pracę w „Trybunie
Ludu”, najzwyczajniej był szczęśliwy. Jak zawsze praktyka była inna niż teoria
której go uczyli. Redaktorem naczelnym był Władysław Matwin - mistrz fachu dziennikarskiego. Zawsze
wiedział co i gdzie dzieje się ciekawego i tam posyłał reporterów.
Pewnego grudniowego
dnia Marcin został wezwany do Naczelnego, który powiedział: - Jest mi wiadomo, że w Zakopanym żyje
człowiek, który uratował życie Leninowi gdy ten mieszkał w Białym Dunajcu w
latach 1913-1914. Znajdziesz go i przeprowadzisz z nim wywiad. Podobno ten
człowiek niechętnie o tym opowiada. Dlatego dostaniesz dużo zaliczkę abyś go
odpowiednio ugościł. W styczniu będzie
rocznica śmierci Lenina to napiszesz artykuł o tym zdarzeniu.”
Marcin niemiał wyjścia. Dostał dokumenty
podróży na pięć dni i pokaźną zaliczkę.
W Zakopanym bez
kłopotu znalazł lokum, a potem poszedł do restauracji „Zakopiańska” przy ulicy
Jagiellońskiej. Podszedł do stolika gdzie siedzieli miejscowi i przedstawił się
jako dziennikarz. Powiedział, że chcę z nimi porozmawiać. Niezbyt chętni go
przyjęli. Gdy zamówił kolejkę dla wszystkich, a potem drugą atmosfera się
rozluźniła. Powiedział, że poszukuje górala który dawno temu uratował życie
Leninowi. Wszyscy zagadkowo uśmiechnęli się. Po jeszcze jednej kolejce
dowiedział się, że nazywa się Michał Krzeptowski i mieszka na Krupówka, a także,
że wynajmuje kwatery.
Na drugi dzień poszedł do Krzeptowskich i
dostał przyjemny pokoik. Na targowisku kupił dwa kilo miejscowej kiełbasy, a po
drodze dwie półlitrówki. Oddał zakupy gospodyni i powiedział, że kolację chciał
by zjeść z ich rodziną. O siódmej poproszono go do izby gdzie siedział tylko
sam Gospodarz. Pogadali o pogodzie i turystach, gdy opróżnili pierwszą butelkę
głownie za sprawą Bacy Michała, Marcin zapytał go o przygodę z Leninem.
Dowiedział się wszystkiego.
Zadowolony z siebie Marcin wybrał się
na szlak, wówczas nazywany Szlakiem Lenina z
Zakopanego przez Zawrat do Morskiego Oka ,a następnie przez Rusinową Polanę do Muzeum Lenina w Poroninie. Dokładnie zapoznał
się z ekspozycją Muzeum i doszedł do wniosku, że już niema co tu robić. Wrócił
do Warszawy i zameldował się u Naczelnego. Ten powiedział: „Siadaj i opowiadaj
coś się dowiedział.”
Nazywa się Michał Krzeptowski,
mieszka na Krupówkach. Powiedział mi, że jak był młodym chłopakiem to pewnego
razu wracając ze Słowacji z kontrabandą,
na wąskiej ścieżynie, na zboczu Koziego Wierch zauważył człowieka idącego
z przeciwka. Pozdrowili się. On postawił kontrabandę, a sam plecami oparł się o
skałę. Ten niewielki człowiek,
niewyglądający na naszego, przecisnął się obok mnie. Dowiedziałem się później,
że to był Lenin. Już po Wojnie, kiedy opowiedziałem to zdarzenie naszemu
nauczycielowi to on stwierdził, że ja mógłbym zmienić historię. Wystarczyło go
wtedy lekko popchnąć, a nie byłoby Lenina, rewolucji, Stalina i Związku
Radzieckiego, świat wyglądał by dziś
inaczej i my nie musielibyśmy bać się kołchozów. Jednym słowem uratowałeś życie
Leninowi Michale, nie masz powodu do dumy. Tak orzekł nasz mądry nauczyciel,
więc nie chętnie o tym opowiadam.
Słuchaj młodzieńcze - powiedział Naczelny: Jeśli masz zamiar tak
opisać te zdarzenie to cenzura tego nie przepuści, a gdyby nawet przepuściła to
ja wywalę cię na zbity pysk. Po Świętach przyjdziesz do mnie z artykułem w którym twój Krzeptowski ratuje zagrożone życie Lenina
i ten jest mu bardzo wdzięczny. Żegnaj!
W drugi dzień Bożego Narodzenia Marcin
usiadł do maszyny i opisał swój pobyt w Zakopanem. Najpierw o tym jak bez trudu znalazł Michała
Krzeptowskiego, bo on jest znany i szanowany w Zakopanym za to, że uratował
życie „Wodza Rewolucji”. Potem co mu opowiedział Krzeptowski, a było to tak: - Jako
młody juhas pasłem owce w dolinie na Sinej Polanie. Była jesień, pod wieczór
zaszła z gór gęsta mgła, spędziłem owce do zagrody i w szałasie rozpaliłem
ogień. Zrobiło się już prawie ciemno i wtedy psy zaczęły u jadać. Wyszedłem z
szałasu i wydało mi się, że słyszę wołanie o pomoc. Mgła była tak gęsta, że na
dwa kroki nic nie było widać, ale dla mnie to nic strasznego, znałem tam każdy
metr. Krzyknąłem raz i drugi. Usłyszałem rozpaczliwe wołanie o pomoc. Znalazłem
człowieka siedzącego na kamieniu drżącego z zimna. Przyprowadziłem go szałasu,
dałem mu gorącego mleka i oscypki. Kiedy doszedł do siebie powiedział mi, że
nazywa się Lenin, że zmyliła go mgłą. Bał się dalej iść w tych warunkach i na
pewno do rana już by nie żył. Pan uratował mi życie – powiedział. Przespaliśmy
się w szałasie, a rano pokazałem mu drogę do schroniska w Dolinie Chochołowskiej.
Uścisnął mnie na pożegnanie i powiedział, że nigdy mi tego nie zapomni. Po
kilku dniach przyniósł mi do domu kilka broszur o rewolucji.
Dalej Marcin opisał wspaniałe Muzeum
Lenina w Poronina utworzone w 1947 roku, które każdy powinien zwiedzić, a w
szczególności młodzież. Wykazał też, że ludność Podhala jest bardzo zadowolona
z tego co czyni Polska Zjednoczona
Partia Robotnicza. Cieszy się z szybkiej odbudowy kraju ze zniszczeń wojennych
i w pełni popierają program rozwoju PRL, jaki przedstawił w październiku
towarzysz Władysław Gomułka.
Gdy Naczelny przeczytał artykuł Marcina to
powiedział: - Bardzo dobrze, o to mi chodziło, widzę, że wyczuwasz skąd wieje
wiatr, zajdziesz daleko.
Z tej opowieści wypływa taki morał: - Każda władza nagradza tych co ją
chwalą, gnębi tych którzy ją krytykują, a prawdę ma w głębokim poszanowaniu.
Piaseczno 22.09.2021 rok.