ONA GO
ZMIENIŁA . . .
Jeszcze w szkole średniej Marek Opaliński postanowił,
że zostanie lekarzem, w dodatku chirurgiem. Na tę decyzję miał wpływ
niewątpliwie jego stryj Jeremi, właśnie chirurg. Ojciec Marka, inżynier,
ustawicznie budował mosty, rzadko bywał w domu. Jeremi był samotny, często
zabierał Marka na różnego typu wycieczki i na wyprawy wędkarskie.
Rodzina Opalińskich miała długą i
ciekawą historię. Pradziadek Marka Witold miał posiadłość nieopodal Wilna,
która od niepamiętnych czasów należała do rodziny. Dziadek Marka – Marcin-
skończył studia lekarskie w lecie 1939 roku.
Gdy w 1939 zagarnęli ich Rosjanie to już w listopadzie cała rodzina,
jako obszarnicy, została wywieziona na Sybir. Tam on, jego młodszy brat i oboje
rodzice, w potwornych warunkach, rąbali tajgę.
W 1942 roku Marcin został wcielony do
wojska z przydziałem do szpitala polowego. Z Armią Czerwoną doszedł, ciągle
operując, aż do Berlina. Po demobilizacji szukał rodziny – bezskutecznie. Nie
dowiedział się ani słowa. Wiosną 1946 roku, za łapówki, udało mu się zdobyć
odpowiednie papiery i jako repatriant wylądował w Giżycku. Był szczęśliwy
chociaż miał tylko rozlatujące się buty, połatane spodnie i wiarę, że już nigdy
nie stanie w Kraju Wiecznej Szczęśliwości.
Przyjął posadę Ordynatora Oddziału
Chirurgicznego w miejskim szpitalu. Na początku załogę Oddziału stanowił on i
dwie pielęgniarki: Teresa i Hanka. Teresa była samotna jak palec, całą rodzinę
wymordowali jej Niemcy. Szybko przylgnęła
do Marcina. Byli
szczęśliwi. W krótce urodziło im się dwóch synów: Andrzej – ojciec naszego
bohatera, inżynier i Jeremi lekarz.
Kiedy Marek zdał egzamin i został
przyjęty na studia w Akademii Medycznej w Białymstoku, stryj Jeremi zapowiedział,
że to trzeba uczcić na biwaku. Ognisko płonęło, słońce chyliło się ku
zachodowi. Wypili po kieliszku koniaku. Stryj rozgadał się.
-
Widzisz Marku masz życie przed sobą, nie zmarnuj go. Na pewno już zauważyłeś,
że na medycynie jest babiniec. Każda myśli tylko o tym jak dorwać chłopa. Dobrze wie, że
jak na studiach nie wyjdzie za mąż to potem trudno będzie znaleźć jej chociaż
byle jakiego. Dlatego chwytają się różnych sposobów. Sam wkrótce zobaczysz jak
takie „cioty” z piątego roku spacerują pod rękę z Jasiem z pierwszego semestru,
który jeszcze nie spał z kobietą. Jak go taka wpuści do łóżka to wydaje mu się,
że chwycił pana Boga za nogi. Ani się obejrzy i miła jest w ciąży. I co – ślub.
- Powiem Ci jeszcze coś. Cwaniak student zakłada do roboty prezerwatywy, ona to widzi i pozornie akceptuje. Jednak ona jest jeszcze cwańsza. Kiedy ma płodne dni to znajdzie moment aby te instrumenty podziurawić, oczywiście bez jego wiedzy. Następuje zdziwienie jaki to chłam robią, a potem ciąża.
W czasie tej opowieści Jerami znacznie
zmniejszył zawartość butelki.
- Mareczku – ja Ci to mówię – jak chcesz
się napić piwa to nie musisz kupować browaru. Według mnie powinieneś się ożenić
dopiero wtedy jak osiągniesz wiek Chrystusowy. Używaj świata. Zmieniaj
dziewczyny jak najczęściej. Zrozumiałeś Mareczku co Ci powiedziałem?
Dla Marka stryj był autorytetem. Długo
zastanawiał się nad tym co usłyszał. Wiedział, że Jeremi jest rozwiedziony.
Widywał go z różnymi kobietami. Oczywiście wiedział też, że mieszka z Matką,
przemiłą babcią Tereską. Kiedyś słyszał jak Babcia narzekała do jego ojca, że
nie chcę się ożenić. Im dłużej nad tym myślał tym Jeremi był większą zagadką.
Minęły lata. Marek skończył studia. Odbył wszystkie starze i wylądował
na oddziale chirurgicznym u swojego stryja Jeremiego, teraz ordynatora.
Zanim do tego doszło Mareczek „używał
świata”. Przyjął zasadę: co semestr to nowa narzeczona i pedantycznie jej
przestrzegał. Te porzucone wściekały się i próbowały robić mu tyły –
bezskutecznie. Zawsze miał wiele chętnych, gotowych na wszystko dla takiego
przystojniaka z perspektywą. Po studiach rozsmakował się w mężatkach. Opanował,
do perfekcji, sztukę uwodzenia kobiet. Istotą tej sztuki było mówienie kobiecie
tego co w danej chwili chciała usłyszeć.
Wynajął piękną garsonierę, z czego jego
Matka Monika była bardzo niezadowolona. Kilku jego przyjaciół wiedziało, że ten
obiekt dla Marka to kopulatorium. Tam przyprowadzał mężatki i nie musiał się
martwić, że zajdą w ciążę. Jeśli rogacz płacił za skrobankę, to dla niego była
cicha satysfakcja.
Tak
dożył trzydziestych urodzin, bardzo zadowolony z siebie. Dobra passa jednak
kiedyś się kończy. Zaczęło się niewinnie. Miał dyżur w listopadową sobotę.
Został powiadomiony, że wiozą na oddział nieprzytomna kobietę po wypadku
drogowym. Po prześwietleniu okazało się, że kość podudzia jest złamana w dwóch
miejscach i uszkodzony jest staw biodrowy, ponadto przebite odłamkiem kości udo
mocno krwawiło.
Marek zadzwonił do Stryja o pomoc. Wkrótce przyszedł doświadczony
chirurg Wagner. Operacja trwała pięć godzin. Po wszystkim spojrzał na twarz
operowanej, zatkało go, była to piękna dziewczyna. Kiedy miał się położyć na
drzemkę, przywieźli pacjenta z rozlanym wyrostkiem robaczkowym. Operowali do
ósmej rano. Pół przytomny Marek pojechał do domu. Bez jedzenia przespał cały
dzień.
W poniedziałek rano, gdy zjawił się na
oddziale, od razu zapytał siostrę oddziałową jak się czuje dziewczyna z wypadku
samochodowego. Odpowiedziała ,że dobrze, że dziś pierwszy raz odezwała się.
- A co powiedziała?
-
Powiedziała, że czuje się źle.
Poszedł do niej. Uśmiechnął się, a ona
odpowiedziała kwaśnym grymasem.
- Operowałem Panią.
- Czy wyjdę z tego? Czy nie będę kaleką do
końca życia?
Znów się uśmiechnął i zapewnił, że
wszystko będzie dobrze, ale musi być cierpliwa zanim noga i staw wrócą do
normy. Będzie potrzebna także długa rehabilitacja. Patrzył na nią. Wydawało mu
się, że się zarumieniła i była taka
piękna. Oczy wielkie miodowe, brwi czarne ładnie zarysowane, włosy tęgie,
ciemne z odcieniem kasztana. Był zauroczony.
- To dobrze, że to się wydarzyło teraz. W
zimę to się właściwie obijam, a w pozostałe pory roku pracuję od wschodu do
zachodu.
- Ciekaw jestem czym Pani się zajmuje,
Pani Grażyno (zdążył spojrzeć na kartę
informacyjną)?
- Mam pasiekę, ponad 100 rodzin, jest przy
czym chodzić.
- Skąd taki zawód?
- Ojciec jest pszczelarzem, z dziada
pradziada, a ja skończyłam studia o kierunku – pszczelarstwo.
- To fascynujące, muszę już iść.,
ordynator czeka.
Nie minęły dwa tygodnie i Marek dostał
skierowanie na trzy tygodniowy kurs chirurgii serca w Akademii Medycznej. Po
jednym z wykładów, profesor patrząc na listę obecności – zapytał – Czy jest na
sali Marek Opaliński? Marek lekko wystraszony podszedł do profesora i się
przedstawił.
- Czy nazwisko Jeremi Opaliński panu coś
mówi, był taki na moim roku?
-Jeremi Opaliński to mój stryj i
jednocześnie mój przełożony jest ordynatorem oddziału chirurgicznego.
- Łatwo pana nie puszczę, idziemy na
obiad. Z Jeremim chyba ze trzy lata spaliśmy w jednym pokoju. Z niego był
nieprzeciętny amant. Przez jego łóżko przeszło wiele studentek, aż zainteresował
się najładniejszą studentką w całej Akademii. Miała na imię Dorota. Okazała się
twierdzą nie do zdobycia i zakochany po uszy Jeremi wziął ślub. Akademik
szalał. Po roku piękna Dorotka prysnęła do Austrii z jakimś milionerem bez
słowa uprzedzenia. Jeremi był w rozpaczy. Chciał popełnić samobójstwo. Nażarł
się prochów. Na szczęście znaleźli go koledzy prawie już w agonii.
- Proszę mi powiedzieć jak żyje teraz
Jeremi? Ożenił się, ma dzieci?
- Dla mnie wuj Jeremi, od dziecka był
autorytetem W miarę dojrzewania coraz bardziej mnie zadziwiał. Nie ożenił się.
Mniewa przyjaciółki. Jest doskonałym chirurgiem. Ciągle się uczy.
- Proszę Go pozdrowić. Nisko kłania mu
się Jan Sieczka.
Wracając z kursu Marek rozmyślał o
Stryju. Zastanawiał się czy recepta na życie jaką wskazał mu Stryj jest
słuszna? Czy nie lepiej wybrać swoją? Może od razu ożenić się z cudowną
Grażynką i mieć dzieci?
Mijały tygodnie i zimowe miesiące. Marek
zerwał wszystkie romanse. Kopulatorium było nieużywane. Często spał w domu
rodziców. Okazało się, że Grażynka ma swoje gospodarstwo tylko 8 km od miasta i
tylko ona zaprzątała jego myśli. Po dwóch miesiącach zdjęli jej gips. Kości
zrastały się prawidłowo. Mieszkała z rodzicami. Marek załatwił jej zabiegi
rehabilitacyjne i często woził ją tam i z
powrotem. Zapraszał ją do kawiarni lub restauracji. Kiedyś zaproponował jej
kolację we własnej garsonierze, stanowczo odmówiła.
W pewną kwietniową niedzielę zaprosiła go
na rodzinny obiad, pod warunkiem, że przedtem obejrzy jej pasiekę. Oczywiście
zgodził się. Okazało się, że w jej posiadłości jest tylko 1/3 uli, pozostałe
znajdują się w dwu innych miejscach.
Grażynka opowiadała, że w nowoczesnej pasiece pobiera od pszczół nie tylko
miód. Cennymi produktami o właściwościach leczniczych są: propolis inaczej kit
pszczeli, pewnie słyszałeś o nim Mareczku … co? I obdarowała go cudownym
uśmiechem. Pierzga – to zakonserwowany pyłek kwiatowy, pokarm dla larw
pszczelich. Mleczko pszczele którym karmiona jest pszczela matka i przez trzy
dni larwy robotnic, najtrudniejsze do pozyskania.
Marek był zachwycony nie tylko urodą
Grażynki, ale jej wiedzą i inteligencją. Zdał sobie sprawę, że kocha ją
bezgranicznie. Postanowił oświadczyć się jeszcze dziś po obiedzie. Oświadczyny
zostały przyjęte. Datę ślubu postanowili ustalić jak Grażynka całkowicie
wydobrzeje. Śmiejąc się powiedziała - przecież do ślubu nie pójdę o kulach.
Do
Moniki, matki Marka, przyszedł Jeremi. Po chwili wrócił ze spaceru Andrzej.
Bracia uścisnęli się. Na stół wyjechał przedni koniak. Po pewnym czasie Jeremi
zapytał: - Co się dzieje z waszym synem, zupełnie się zmienił, ja nie poznaję
go?
- Ja też nie poznaję go, powiedział
Andrzej.
- A ja wiem. Opowiadał mi trochę o tej
pszczelarce. Wygląda na to, że będę miała nareszcie synową. ONA GO ZMIENIŁA…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz