KOZA I SZLABAN
Pięknego wrześniowego dnia szedł skrajem drogi Arturek Wypych. W ręku
trzymał linkę do której była uwiązana
koza – Basia. Wypychowie mieli 12 kóz mlecznych i mnóstwo koźląt, rasy polskiej
uszlachetnionej, a Basia była miss ich hodowli. Sprzedając mleko i sery
Wypychowie mieli spore dochody. Kiedy Marysia, żona Arturka, zauważyła, że
Basia jest w rui, nakazała mu zaprowadzić ją do kawalera rasy saaneńskiej.
Takie kozy hodował ich znajomy w sąsiedniej wsi. Cechowały się one większą mlecznością i większym wzrostem.
Nie spiesząc się doszedł Arturek do
przejazdu kolejowego akurat zamykanego.
Stefan Urban jechał swoim rozklekotanym motocyklem w doskonałym humorze,
bo udało mu się tanio kupić krzew hortensji
niezwykłej urody. Tak mu się przynajmniej wydawało. Już widział w wyobraźni jak jego ukochana
Magdusia cieszy się z prezentu. Mieli ośmio arowy ogródek w którym Magda z
zapałem pielęgnowała kwiaty i warzywa. Krzew hortensji, w drewnianej donicy,
przywiązał drutem do bagażnika. Zbliżając się do przejazdu kolejowego zauważył
zamykający się szlaban. Jeszcze zdążył wyprzedzić furmankę i zgasił motor przed
szlabanem.
Zygmunt Kuchta, bogacz, rzeźnik i właściciel sklepu mięsnego, jechał
prawie nową Syreną ze swoim szwagrem do hodowcy świń na kolejne zakupy.
Zatrzymał samochód tuż za furmanką. Pociągu na razie nie było widać ani słychać.
Zebrało się przed szlabanem też kilka osób.
W pewnej chwili Stefan wyczuł, że coś się za nim dzieje. Obejrzał się.
Czarna kobyła jadła jego hortensje.
Zeskoczył z motoru i z całych sił trzasnął w pysk konia. Ten odskoczył
do tyłu więc Stefan podskoczył za nim i walnął go jeszcze raz. Wtedy nastąpił
trzask. Wóz rąbnął w samochód. Rzeźnik ze szwagrem wyskoczyli z auta. Syrena
miała zmaltretowaną pokrywę silnika i zbity reflektor.
Ściągnęli chłopa z wozu. Posypały się epitety i przekleństwa. Wszyscy
przechodnie podeszli do rozbitego samochodu. Arturek też był ciekaw co będzie
dalej. Przywiązał kozę da szlabanu i podszedł bliżej. Furman tłumaczył się, że
to nie jego wina tylko tego od motoru, bo to on walił kobyłę po pysku. Ogólny
harmider przerwał, wyrosły jak z pod ziemi sierżant milicji. Głośno
zakomenderował: - „Cisza, spokój, zaraz wszystko spisze.” Ludzie zaczęli
rozchodzić się, tym bardziej, że w tym zamieszaniu, nie wiadomo kiedy przejechał
pociąg i szlabany zostały otwarte.
Arturek zaczął rozglądać się za kozą.
Nie było jej. Spojrzał do góry, tak wisiała, ze sześć metrów nad ziemią i
bezgłośnie machała nogami.
O Boże, zawołał głośno Arturek, a już w myślach zapytał sam siebie: - Co
ja biedny powiem Marysi? Ona obedrze mnie ze skóry!
Piaseczno 12.08.2021r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz