I N Ż Y N I E R
Grabowscy należeli do najbogatszych we
wsi. Mieli 15 ha i duże budynki gospodarcze, a ich dom, chociaż parterowy, był
największy w okolicy. Mieli dwoje
dzieci: -Zosię i o trzy lata młodszego Stasia.
Staś wyróżniał się spośród rówieśników
nieustannym zainteresowaniem wszelkimi urządzeniami technicznymi. Już w wieku 6
lat kilkakrotnie rozbierał i składał maszynkę do mielenia mięsa. Później
fascynowała go konna młockarnia i wialnia z napędem ręcznym. Chodził do kuźni i
podziwiał prace kowala i łatwość z jaką kowal kształtował przecież twardą stal.
Wpraszał się do stolarza i prowadził z nim dyskusję na temat czopowania.
Chętnie naprawiał różne psujące się rzeczy w gospodarstwie, a już skakał z
radości kiedy mógł z ojcem stawiać drewniany płot w wokół całego gospodarstwa.
Ogromnym przeżyciem dla Stasia była
szkolna wycieczka do Krakowa i Nowe Huty. Nie zrobił na nim wrażenia Wawel, ani
Kościół Mariacki. Podziwiał wielkie piece w Nowej Hucie, wytapiające surówkę
stali i walcownie gdzie w mgnieniu oka ogromne slaby zmieniały się w długie
arkusze blachy. Ciężko było mu uwierzyć, że fabryka może być tak duża, że ktoś
to zaprojektował i zbudował.
W
szóstej klasie ogłosił wszystkim, że jak dorośnie będzie inżynierem budowniczym
mostów i dużych hal fabrycznych i sportowych. Od tego czasu przestał być
Stasiem, koledzy nazywali go inżynierem. Nie przeszkadzała mu ta ksywa.
Egzamin do liceum ogólnokształcącego
zdał na celująco i został przyjęty bez szans na stypendium i miejsce w
internacie jako syn kułaka. Nie przejął się tym. Z trzech złomowanych rowerów
zmajstrował jeden i postanowił nim codziennie dojeżdżać do szkoły odległej o 8
km. Już w pierwszej klasie został prymusem. Bez entuzjazmu czytał nakazane
lektury, ale fascynowała go historia wynalazków i inne książki o maszynach i
budowlach. Całkowicie pochłonął go dorobek naukowy Konstantego Ciołkowskiego,
rosyjskiego uczonego polskiego pochodzenia, a w szczególności teoria ruch
rakiet wielostopniowych zdolnych do lotów kosmicznych.
Staś przerastając swoją wiedzą, o
głowę, swoich rówieśników nie przestał być pogodnym i skłonnym do żartów i psot
chłopcem. W wakacje Stasia, na rok przed jego maturą, jego siostra Zosia
wychodziła za mąż, za Tadeusza miejscowego kawalera z przyzwoitej rodziny.
Wesele miało być huczne na całą wieś w wielkim domu Grabowskich.
Nasz bohater długo zastanawiał się
jakiego psikusa wyrządzić młodej parze na weselu. Zauważył, że Zosia z Tadkiem,
w różnych chwilach gdzieś znikają. Wyśledził ich. Tym miejscem był strych.
Stało tam, od niepamiętnych czasów wielkie, metalowe, białe łózko ze śladami niedawnego
korzystania z niego. Staś miał plan!
Przyjęcie odbywało się w dwóch izbach,
stoły uginały się od jadła i picia. W trzeciej izbie, największej, grała kapela
i odbywały się tańce. Staś wiedział, że około 12-stej w nocy będzie przerwa w graniu, a muzycy będą
się posilać jadłem i napitkami. Wcześniej zabrał swojego kolegę Romka i
niepostrzeżenie poszli na strych. Tam Romek trzymał latarkę i to co mu kazał
Staś. On przy pomocy drutu tak spreparował to wielkie łoże, że ledwie stało,
ale stało. Był pewien, że jego figiel uda się, bo łoże było zasłane świeżą
pachnąco pościelą.
Muzycy jedli i pili. Chłopi palili
papierosy. Część gości rozchodziła się do domów bo już tracili przytomność z
przepicia. W tym czasie nastąpił potężny rumor gdzieś nad głowami. Część ludzi
myślała, że uderzył w dom piorun, ale przecież burzy nie było. Gospodarz
popędził na strych, a zanim jeszcze kilka osób. Przy niewielkiej lampie
zobaczyli jak „Młodzi”, pół nadzy, gramolą się z rozwalonego łóżka. Zaskoczeni
i przerażeni szybko ochłonęli i zaczęli się śmiać. W krótce cała wieś się
śmiała z Tatka. .Opowiadano, że z niego taki chojrak w miłości, że nawet
żelazne łoże nie wytrzymało.
Tadek domyślił się kto go tak urządził,
ale cenił nowego szwagra, więc wypili po kieliszku na zgodę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz