RATUNEK
NA DWORCU
Oj Dziadku, mówisz, że przez te 60-
70 lat wszystko się w Polsce zmieniło. Na pewno nie wszystko. Przecież wtedy
też ludzie rodzili się i umierali, kochali się i nienawidzili, mieli z
pewnością marzenia, jedni byli porządni, a inni kanalie.
Masz całkowitą rację Grażynko, ale wtedy
ludzie żyli w zupełnie innych warunkach, a te powodowały określone zachowania.
Pierwszy przykład z brzegu – władza chciała żeby ludzie nie chodzili do
kościoła to chodzili masowo odwrotnie jak dzisiaj. Ulica też była inna niż
dzisiaj, bardziej szara, źle ubrana. Zawsze można było spotkać kalekę bez ręki
lub nogi, zabiedzonych, garbatych lub zezowatych. O tych ostatnich mówiono: -„
Jeden głaz na Kaukaz drugie oko na Maroko.” Czy dzisiaj spotkasz zezowatego? To
wszystko były skutki wojny, biedy i ogromnej migracji powojennej, mieszania się
kultur i nawyków.
Jesteś studentką Grażynko, uczysz się,
z czego bardzo się cieszę. Wtedy też ludzie garneli się do wiedzy, szczególnie
młodzi. Czy Ty wiesz, że po wojnie był powszechny analfabetyzm? Można mówić różne
rzeczy o PRL, ale stworzono warunki dla wszystkich chętnych do awansu
społecznego, czego jak dobrze wiesz, przykładem jest twój Dziadek.
W tamtych czasach wielu rzeczy
powszechnego użytku brakowało, a także mieszkań. Humor Polaków nigdy nie
opuszczał np. śpiewali tak: ” - Na lewo sklep na prawo sklep, a w środku dekoracja, tu niema nic tam niema
nic, tak rządzi demokracja.”
Państwo budowało w miastach cale osiedla.
Mieszkań nie kupowało się tylko dostawało. Szczęśliwcy, którzy otrzymali własny
kąt, nie narzekali chociaż był niewielki, a ściany często krzywe, a na podłodze
linoleum. Kupowali na raty tapczan, potem regał na całą ścianę w największym
pokoju. A kiedy dorabiali się telewizora czarno-białego to już był prawdziwy
luksus.
Byłem wtedy kierownikiem biura
konstrukcyjnego. Pracowała u mnie taka Tereska na stanowisku kreślarki. Miała
dwie córeczki i męża Franka, opowiadała o nim, że to dobry człowiek tylko taki
„fajtłapa” co gwoździa w ścianek nie wbije.
Kiedyś zapytała mnie czy nie znam jakiegoś
hydraulika, który by naprawił jej spłuczkę nad sedesem bo ciągle woda
leci. Powiedziałem jej, że to banalna sprawa – wystarczy przeczyścić żeliwny
zbiornik wiszący ze dwa metry nad sedesem i będzie po bólu. Z pewnością zrobi
to jej mąż.
Na drugi dzień przyszła do pracy Tereska
zupełnie załamana. Opowiedziała, że jak Franek czyścił spłuczkę to ta spadła i
rozbiła kompletnie sedes. Tragedia! Dziś cała rodzina z potrzebą biegała na
dworzec. Na szczęście niedaleki. Już wie od sąsiada, że w całym mieście nigdzie
sedesu nie kupi i w admiracji mieszkaniowej też nie mają. Tragedia. Ratunek
tylko na dworcu. Jak długo?
Tej rozmowie przysłuchiwał się nasz
kierowca – Jurek, bardzo obrotny chłopak. Powiedział tak: „- Pani Teresko, jak
mi Pani da pieniądze na dwie półlitrówki, to ja ten sedes zdobędę. Na ulicy
Żołnierskiej wykańczają wieżowiec, myślę, że dogadam się z budowlańcami.
Inaczej ratunek tylko na dworcu.” I zaśmiał się od ucha do ucha.
Takie to były czasy Grażynko.
Nie zmyślasz Dziadku?
Ani trochę moja kochana.
Piaseczno 16.
02. 2022r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz