Dowcipy

piątek, 12 lutego 2016

Humoreska nr 44. LIST

                                                               
            Hanka, nauczycielka na emeryturze, wdowa od trzech lat, źle znosiła samotne, listopadowe wieczory. Dwa tygodnie temu pochowała swoją jedyną siostrę Dorotkę. Mieszkały w Mławie, prawie po sąsiedzku. Razem chodziły do kina, miały wspólnych znajomych i przyjaciół. Teraz poczuła pustkę wokół siebie. Jej córka mieszkała w USA, a syn w Hiszpanii. Dzwonili często, ale czy można ich uściskać przez telefon? A wnuki? Bardzo tęskniła za nimi.
                Dziś z rana wpadł do niej Marek, syn Dorotki i zostawił jej starą płócienna torbę. Powiedział, że przygotowuję mieszkanie po Matce do sprzedania i tę torbę znalazł w szafie. Wie, że Mama przechowywała w niej pamiątki po swoich rodzicach. Wychodząc powiedział: - Kiedyś Ciocia mi ją odda.
             Zjadła kolację i zaczęła badać zawartość torby. Najpierw znalazła świadectwa szkolne swoje i Dorotki, potem gruby zeszyt zapisany przez Mamę o tym co się działo w ich gospodarstwie i na wsi w latach powojennych. Były też dyplomy, kwity podatkowe, listy od krewnych i wycinki z gazet. Na dnie spoczywał gruby album ze zdjęciami. Długo nad nim siedziała. Zdjęcia przywoływały w pamięci różne sytuacje i zdarzenia z jej życia. Na końcu albumu był list, którego nigdy nie widziała. Zaciekawił ją bo był pożółkły i pisany ołówkiem. Ten list pisał Ojciec i wyglądał tak:
                                    Najukochańsza Zosieńko                23.11. 1944rok.
                Jestem w Prusach Wschodnich, blisko miasta Rastembork. Od świty do nocy
           kopiemy okopy przeciwczołgowe. Kto ociąga się w pracy zaraz jest bity pałą przez
           wachmana. Ja też raz dostałem bo się zagapiłem. Bolą mnie plecy do dziś. Do 
           jedzenia dostajemy kartofle i kaszę. Śpimy w murowanej stodole na sianie. Jest 
           nas tu 60 chłopa. Teraz zdaję sobie sprawę jaka to była przyjemność spać z Tobą 
           pod ciepłą pierzyną. Myślę, że gdybym nie wrócił to nasza Dorotka by mnie pamię-
           ta bo ma przecież 5 lat, ale roczna Haneczka to już nie.
                Dziś jest 10 dzień mojego tu pobytu. Jest niedziela. Pracowaliśmy tylko 5 godzin.
           Na obiad była zupa z kawałeczkami mięsa. Mówią chłopaki, że to konina. Dostaliśmy
           papier i kilka ołówków do napisania listów. Muszę kończyć bo inni czekają na ołówek.
           Najserdeczniej Cię pozdrawiam, ściskam i całuję. Ucałuj moje kochane córunie.
                                                                                     Zawsze kochający Stefan.
          P.S. Tu krąży taki wierszyk, pocieszamy się, że wróży rychły koniec tej udręki i strachu:
                 Berlin się pali, Hamburg się pali, Hitler z Goringem w portki nasrali.


 
                 
                
 

Brak komentarzy: