
Dawno temu, w Warmińskiej wsi Gruszka, babcia Monika ze swoimi wnuczkami, ośmioletnią Zosią i o dwa lata starszą Kasię, malowały pisanki. Był Wielki Piątek i huk przygotowań do Świąt. To malowanie polegało na tym, że maczały patyczki w rozgrzanym wosku i nanosiły na ugotowane i wystudzone jajka. Tak malowały szlaczki, kwiatki i zwierzątka. To zajęcie bardzo podobało się dziewczynkom, tym bardziej, że Babcia potrafiła opowiadać ciekawe historie.
Czy Wy wiecie, że waszych rodziców, po ich ślubie, nazywali we wsi -"wielkanocnym małżeństwem"? - zapytała Babcia.
Nie Babciu - opowiedz jak to było i dla czego?
To posłuchajcie. Dlatego, że ożenili się w Wielkanoc, a rok wcześniej w Lany Poniedziałek wasz Mama wykąpała waszego Tatę w naszej Błękitnej rzeczce.
Dziewczynki oczywiście wiedziały, że Błękitna ma swoje źródła w leśnej kotlinie w odległości 12km od wsi. Ma krystaliczną wodę, z półtora metra szerokości, piaszczyste dno i wody po kolana. Meandrowała po całej rozległej wsi. Był nad nią wybudowany jeden most i kilka kładek. Przy Babci zagrodzie też była drewniana kładka szeroka na 80 cm z jedną poręczą.
- Babciu powiedz nam jak to nasza Mama wykąpała Tatę?
- Miałam Janka, waszego wujka i o 4 lata młodszą Basię, waszą Mamę jak dobrze wiecie. Janek od dziecka przyjaźnił się z Witkiem od Dąbrowskich. Kiedy już dorastali to Basia podkochiwała się w tym Witku. Oczywiście nikt o tym nie wiedział, ani się tego domyślał. On nazywał Basię smarkatą i często jej dokuczał, a ona się wściekała.
Jak wiecie na wsi jest taki zwyczaj, że w Lany Poniedziałek - dzieci, młodzież, a czasem i dorośli, polewają się wodą. Przy tym są różne żarty, figle i psoty, a przede wszystkim dużo śmiech z tych najbardziej oblanych. W taki Poniedziałek, jeszcze przed południem, przyszedł Witek do Janka, wypili po kieliszku i naradzali się gdzie i którą pannę mają oblać. Do izby gdzie siedzieli wpadła Basia z kubkiem wody i oblała Witka od góry do dołu.
Ja Ci pokaże smarkata, wrzasnął i dopadł wiadro z wodą stojące przy drzwiach. Basia oczywiście wybiegła z domu i uciekała, niezbyt szybko, a Witek za nią z wiadrem. Przebiegła jak sarna przez kładkę, a jej prześladowca, goniąc ją zahaczył nogą o prawie niewidoczny, przezroczysty sznurek, który wcześnie założyła tam Basia i głową na dół wpadł do rzeczki. Kiedy gramolił się z kąpieli, cały mokry, potłuczony i wściekły przysięgał sobie, że utopi tę gówniarę.
Gdy nieco ochłonął, zobaczył, że zebrało się sporo sąsiadów i wszyscy się z niego śmieją. Stała też kilka metrów od niego Basia, trzymała się za brzuch i śmiała bardzo głośno. Jaszcze raz popatrzył na Basię, złość mu minęła bo dostrzegł piękną siedemnastoletnią kobietę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz