K L E S Z C Z E
Młoda
lekarka ze swoim mężem inżynierem, w pierwszych latach sześćdziesiątych,
dostali pracę i mieszkanko w mieście powiatowym na północy kraju. Ona
przywiozła swój dobytek w niewielkiej tekturowej walizce, a on w brezentowej
torbie. Tapczan kupili na raty. Jeden garnek, dwa talerze i dwie szklanki
stanowiły wyposażenie ich kuchni. Sztućce dostali w prezencie ślubnym. Takim
sposobem byli gotowi do sprowadzenia, swojego skarbu, - dziewięciomiesięcznej
córki, którą do tej pory zajmowała się rodzina inżyniera.
W tym czasie przybywali do miast młodzi
ludzie po studiach, odnajdywali się nawzajem i tworzyli grupy towarzyskie.
Miasta powiatowe otrzymywały centrale telefoniczne, więc młoda inteligencja
mogła dzwonić do siebie. Na porządku dziennym były np.: takie telefony: -„
Wpadnijcie do nas wieczorem, mamy kawę, tylko zabierzcie z sobą szklanki, bo mamy
tylko dwie.” Nikomu z tych młodych ludzi nie przychodziło narzekać na warunki
bytowe bo było to pokolenie które przeżyło biedę i poniewierką wojenną.
Sąsiadka, żona kolejarza, namówiła naszą
bohaterkę na wyprawę do lasu na jagody. Wróciła szczęśliwa z mnóstwem jagód.
Szczęście trwało krótko. Poczuła swędzenie na nogach. Zobaczyła wiele robaków,
które nie dawały się strzepać. Pobiegła do sąsiadki. Ta wytłumaczyła jej, że to
są kleszcze i jak je usunąć. Poradziła na przyszłość jeździć do lasu w
spodniach.
Poczytali o kleszczach w encyklopedii i w
książkach medycznych. Dowiedzieli się, że 30% kleszczy ma groźną bakterię
boreliozy, jak ich unikać, jak je wyjmować, gdy się już przyczepią.
Minęło dwadzieścia parę lat Nasi
bohaterowie przenieśli się do miasta wojewódzkiego. Mieli piękne mieszkanie i
samochód. Młoda lekarka stała się wielką panią doktor o najwyższych
kwalifikacjach. Młody inżynierek zrobił doktorat i stał się nauczycielem
akademickim.
Jego hobby to było
łowienie ryb i zbieranie grzybów. Czasem przynosił na sobie kleszcze. Nie robił
z tego problemu.
Żelazne zdrowie inżyniera zaczęło
szwankować. Pojawiała się gorączka, bóle głowy, nieuzasadnione zmęczenie. Żona
nakazała mu zrobić różne badania. Okazało się, że ma boreliozę. Zapanowała
panika w rodzinie.
Pani doktor zwołała najtęższe głowy
medyczne w szpitalu wojewódzkim na konsylium w sprawie boreliozy. Po burzliwej
dyskusji ustalono jaki antybiotyk ma brać inżynier przez miesiąc. Brał i męczył
się bo miał ustawiczną biegunkę i to taką jak mówił przyjacielowi – „Poza linię
horyzontu”. Objawy choroby powoli
ustępowały. Badania potwierdziły zanik bakterii.
Po latach, kiedy inżynier opowiadał o
swojej przygodzie z kleszczami, zawsze podkreślał, że kuracja nie byłaby tak
przykra gdyby nie fakt, że przez miesiąc przestrzeń między nim a sedesem nie
mogła być większa niż 50 metrów.
Piaseczno.
4 grudzień 2022r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz