Dowcipy

środa, 5 lipca 2023

Humoreska nr 114 WESELE RETRO

  

                      W E S E L E    R E T R O

   Zaczęło się od tego jak Franek jechał orać, a drogę przeszła mu piękna panna Marysia od Gesków z pełnymi wiadrami wody. Taka okoliczność wróżyła szczęście i Franek w to świcie wierzył. Pomyślał, że nareszcie i do niego szczęście zawita. Był starym kawalerem, miał duże gospodarstwo na którym pracował z matką i parobkiem. Był nadzwyczaj pobożny i przesądny nawet jak na panujące stosunki w  lata trzydziestych na mazowieckiej wsi. Nie pił, nie palił, nie miał kolegów to też był obiektem żartów i kpin. Żadna panna nie chciał za niego wyjść. Obiecywał swatce Genowefie duża nagrodę za znalezienie mu żony. Ale i ona była bezradna, do czasu.

    Na skraju wsi zatrzymał się wóz cygański. Cyganichy rozeszły się po wsi. Jedna trafiła do Genowefy z ofertą powróżenia. Ta postanowiła wykorzystać okazję. Powiedziała jej, że jak pójdzie do Franka i powie mu, że w sąsiedniej wsi piękna i bogata panna marzy o nim, a gdzie jej szukać wie tylko swatka, to dostanie od niej kurę.

     Franek początkowo chciał wypędzić cygankę, ale jak powiedziała mu jak ma na imię i że czeka go wielkie szczęście w małżeństwie to zmienił zdanie. Zapytał gdzie ma szukać tego szczęścia, bo skojarzył to z dziewczyną z wiadrami wody. Cyganka powiedziała, że oczywiście wie gdzie tego szczęścia ma szukać, ale to kosztuje 2 złote. Chciwy Franek zawahał się, ale ciekawość wzięła górę. Gdy obejrzało monetę ze wszystkich stron, powiedziała – idź do swatki. Poleciał zaraz.

    Genowefa udała zdziwioną, ale powiedziała mu, że jest taka piękna i bogata panna w sąsiedniej wsi, która go zna i jest gotowa wyjść za niego. Franek tryskał szczęściem, chciał wiedzieć zaraz wszystko. Swatka powiedziała mu, że palcem nie kiwnie dokąd Franek nie da jej stukilogramowego wieprza, a gdyby małżeństwo nie doszło do skutku to mu go zwróci. Zgodził się. Ustalili, że w najbliższą sobotę pojadą w rajby.  

    Genowefa ustaliła z rodziną ewentualnej panny młodej wizytę. Panna miała na imię Kasia, skończyła 29 lat, była nieurodziwa i nosiła okulary co w tych czasach na wsi było rzadkością. Jej dwie młodsze siostry dawno wyszły za mąż i już miały dzieci.

     Kiedy Franek zobaczył Kasię nie był nią zachwycony, ale spodobał mu się jej obfity biust, a o takim marzył całe życie. Zapytał tylko czy chodzi co niedziela do kościoła. W sprawie posagu dogadali się bardzo szybko, bo rodzina Kasi była jedną z najbogatszych w okolicy.

     Ustalili termin wesela, oczywiście po trzech niedzielnych kościelnych zapowiedziach. Od tego czasu Franek był częstym gościem u Kasi, a że niemiał dotąd żadnej kobiety i był nieśmiały to do wesela nawet jej nie przytulił. Ona zdawała sobie sprawę, że wychodzi za dziwaka ale jednak uczciwego człowieka i lepszy taki niż żaden. Wesele było huczne.

     Franek zadecydował, że pierwszą noc z sobą spędzą dopiero po weselu, a Kasia, że w jej domu. Wieczorem Franek zarządził wspólny pacierz na klęczkach, Kasie to rozbawiło, ale co miała robić przynajmniej na razie. Wypędziła go do łazienki i poinstruowała jak korzystać z kranów bo on takie cuda widział po raz pierwszy.

     Po kąpieli ubrał flanelową koszulę po kostki, położył się do łózka i czekał. Przyszła Kasia. Zdjęła okulary, potem perukę i biustonosz  razem z piersiami. Kiedy zobaczył ją łysą i płaską miał ochotę zawołać: - Boże spraw aby przyrodzenie miała swoje.  

Brak komentarzy: