Dowcipy

poniedziałek, 9 maja 2022

Humoreska nr 107 JABŁKA Z CUDZEGO OGRODU

   

                         

 

                                                   JABŁKA  Z  CUDZEGO  OGRODU

       Piórek był najbogatszym gospodarzem we wsi. Miał 15 hektarów ziemi i wielki ogród. W tym ogrodzie wyróżniały się dwie jabłonie tym, że rodziły najsmaczniejsze owoce. Nazywano je kosztelami i wszyscy we wsi wiedzieli o tym. Miał też Piórek dwie córeczki,  Justynkę i młodszą Marysie.

      Janek był jedynakiem, a jego rodzice należeli do najbiedniejszych. Mieli tylko hektar ziemi, jedną krowę, dwa świniaki i trochę drobiu. Żeby wyżyć pracowali często u bogatych gospodarzy, a i tak w domu nie przelewało się.

    Justynka z Jankiem chodzili do czwartej klasy. Pewnego wrześniowego dnia Justynka przyniosła do szkoły kilka słynnych koszteli. Jedno dała Jankowi. Było wspaniale. Tego dnia, przed wieczorem, Janek wrócił do domu z dużą ilością koszteli za koszulą. Matka zapytała skąd to ma? Odpowiedział, że od Piórka. Czy on o tym wie? Wie - odpowiedział Janek. Dał ci dopytywała się matką? Nie, gonił mnie, ale uciekłem.

    Ojciec mamy w domu złodzieja wygarbuj mu skórę – powiedziała matka. Ojciec wstał rozpiął pasek od spodni, a potem go z powrotem zapiął. Podszedł do marynarki, pogrzebał w kieszeni i powiedział: – Masz tu pieniądze, natychmiast pójdziesz do Piórka, zostawisz mu te pieniądze i przeprosisz gospodarza. Janek wiedział, że z ojcem niema żartów. Czerwony jak burak poszedł.

     Na drugi dzień, w szkole, Justynka opowiadała wszystkim o złodzieju Janku i jak musiał potem przepraszać. Cała klasa śmiała się z niego. Był wściekły. Najpierw miał zamiar zbić Justynę. Potem doszedł do wniosku, że z dziewczyną bić się nie będzie. Nawinął mu się prześmiewca Heniek. Tak go bił, aż pociekła mu krew z nosa. Ten pobiegł do nauczycielki na skargę. Wyszła awantura na całą wieś. Janek był nieszczęśliwy.

     Mijały lata. Janek był prymusem w szkole. Dużo czytał. Szczególnie interesowały go urządzenia techniczne. Nienawiść do Justynki stopniowo zmieniła się w sympatie z wzajemnością. Kiedy byli w ostatniej klasie, komitet rodzicielski zorganizował im wycieczkę do Warszawy. W pociągu siedzieli obok siebie, a w drodze powrotnej, kiedy było ciemno odważył się i pocałował Justynkę w nadgarstek.

    Dostał się do pięcioletniego technikum mechanizacji rolnictwa. Uczył się świetnie. Dostał stypendium. Był zadowolony i jego rodzice też. W miesiącach wakacyjnych praktykował u kowala w sąsiedniej wsi. Nauczył się, między innymi podkuwać konie.

   Jeszcze przed zakończeniem nauki razem z ojcem wybudowali, częściowo ze pożyczone pieniądze, dość obszerny warsztat. Na poddaszu był magazyn i malutkie mieszkanko w którym zamieszkał. Przez te lata jak był w technikum, zawsze gdy spotykał Justynkę uśmiechali się do siebie. Ona wyrosła na najpiękniejsza dziewczynę we wsi. Myślał często o niej jak o przyszłej żonie.

     Spotkał go cios. Kiedy rozkręcał swój warsztat Justyna wyszła za mąż. Jej mężem został Jąkała, właściwie Franek, a że się jąkał to tak go nazywali. Był niezbyt rozgarnięty, ale miał po matce 10 hektarów ziemi. Janek kalkulował, że mogli ją zmusić do tego związku, albo obawiała się staropanieństwa. Żałował, że wcześniej nie oświadczył się, albo przynajmniej że podkochuję się w niej. Stało się, musiał przełknąć tę gorzką pigułkę.

     Warsztat prosperował świetnie. Janek potrafił naprawić wszystko, od roweru do traktora. Kupował co raz więcej maszyn i urządzeń w tym także spawarkę. Pracował ciężko, ale miał duże dochody, Wspomagał rodziców, którzy byli z niego dumni.

     Pewnego dnia, w wiejskim sklepie spotkał Justynę. Wyglądała olśniewająco. Wyszli razem,  Zaczęli rozmawiać. Zapytała go czemu się nie żeni. Odpowiedział jej, że nigdy się nie ożeni bo żadna mu się nie podoba za wyjątkiem Justynki, a ta ma już męża. Ona machnęła ręką i powiedziała: Jaki z niego mąż. Smutna odeszła. Janek nie wiedział co o tym myśleć.  

     Minęło kilka dni. Justyna przyszła do warsztatu z garścią noży do naostrzenia. Popatrzyli na siebie, a potem wpadli sobie w ramiona. Noże upadły na podłogę. Całowali się bez pamięci. Zaprowadził ją na poddasze. Zostali kochankami.

      Utrzymać ich romans w tajemnicy we wsi to była trudna sztuka. Telefonów wtedy jeszcze nie było. Justynka wymyślała różne sposoby na porozumienie się. A to doniczka w oknie, balia przy drzwiach, lub suszące się buty na płocie. Kochali się przy każdej okazji:  w zbożu, przy sianokosach, u niego w warsztacie. Czasem spotykali się w mieści i szli do hotelu na kilka godzin. Oboje myśleli o jej rozwodzie, a potem małżeństwie, ale żadne nie potrafiło  zacząć rozmowy.

      Kiedy Janek był z nią czuł się najszczęśliwszym na świecie. Uwielbiał jej piersi, pieścił je i całował, nazywał je kosztelami. Kiedyś Justynka zapytała go czemu jej piersi uważa za jabłka? Śmiejąc się  odpowiedział: - Każdy gamoń wie, że najlepsze jabłka są z cudzego ogrodu.

 

                                                                                      

 



             


                          


Brak komentarzy: